W dniach 6-7 maja 2022 roku w formie online odbył się po raz 16 Międzynarodowy Kongres dla Młodych Naukowców – 16th Bialystok Congress for Young Scientists (BIMC), organizowany przez Studenckie Towarzystwo Naukowe Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.
W trakcie trwania wydarzenia swoje autorskie prace naukowe lub przypadki kliniczne zaprezentowało ponad 200 uczestników z całej Polski, jak również z Litwy, Rumunii oraz Ukrainy. Zostały one ocenione przez 46 nauczycieli akademickich, doświadczonych lekarzy, profesorów i doktorów pod względem metodyki badań, oryginalności pracy oraz prawidłowego opracowania wyników.
Jak poinformowano na stronie internetowej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, kongres był niezwykłą okazją do pogłębienia wiedzy medycznej w wielu dziedzinach oraz wymiany cennych doświadczeń. W trakcie konferencji odbyły się również cztery, niezwykle interesujące wykłady eksperckie przeprowadzone m.in. przez prof. dr hab. Marcina Moniuszko, prorektora ds. Nauki i Rozwoju Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku oraz prof. dr hab. Joannę Zajkowską.
Tydzień po BIMCu, w sobotę i niedzielę, odbyły się warsztaty naukowe przeznaczone dla jego uczestników oraz studentów UMB. Młodzi naukowcy wzięli udział w warsztatach elektrokardiograficznych przeprowadzonych przez dr Małgorzatę Chlabicz, doświadczoną specjalistkę w dziedzinie kardiologii oraz ultrasonograficznych prowadzonych przez Piotra Grabskiego z fundacji „Mocni na starcie”. Ponadto w Centrum Symulacji Medycznych odbyły się również zajęcia z szycia chirurgicznego.
Kraków: UKEN podpisał list intencyjny ze...
Uniwersytet Komisji Edukacji Narodowej (UKEN) w Krakowie, szpital Jana Pawła II i szpital Ludwika Rydygiera, a także województwo małopolskie podpisały we wtorek list intencyjny o współpracy na rzecz...
Komentarze
[ z 4]
Takie inicjatywy z pewnością są dobrym krokiem w kierunku tego aby młodzi naukowcy, którzy są jeszcze na etapie edukacji mogli poznawać podstawy prowadzenia badań klinicznych, które będą mogli wykorzystać w kolejnych latach. Bardzo ważne jest aby takie osoby mogły swoje prace prezentować dla większej ilości odbiorców dzięki czemu cenne informacje trafią do szerszego grona i być może, ktoś będzie chciał kontynuować badania na dany temat z konkretnym ośrodkiem badawczym. Praca między różnymi ośrodkami zwykle przynosi same korzyści i ważne jest aby młodzi ludzie uczyli się tego rodzaju współprac.
Z pewnością bardzo wiele nadziei pokłada się w młodych ludziach, którzy studiują na kierunkach medycznych i planują prowadzić karierę naukową. Wciąż sporo studentów decyduje się brać udział w kołach naukowych i pod opieką starszych kolegów czy lekarzy rozpoczyna swoją karierę. Często jest tak jak Pan właśnie wspomniał, bowiem naukowcy na początku swojej drogi mają problem z publikacjami swoich prac, a tego typu spotkania wydaję się być świetną okazją, aby ten problem móc rozwiązać.
Wiele zależy od tego, jak Ci młodzi Ludzie zostaną poprowadzeni przez swoich Mistrzów, czy w ogóle ich odnajdą. Niestety, często na etapie edukacji brakuje kogoś, kto poprowadzi za ręke, kto podzieli się doświadczeniem i otworzy horyzonty.. A takich przypadków w nauce było wiele ! George de Hevesy był węgierskim chemikiem, który przybył do Manchesteru na studia pod okiem profesora Rutherforda w 1911 roku. Rutherford powierzył mu zadanie wyodrębnienia promieniotwórczego materiału, znanego jako rad-D, z dużej ilości ołowiu z dużej ilości ołowiu pozyskanego blendy uranowej. Pomimo dołożenia wszelkich starań i wykorzystania wszystkich umiejętności z dziedziny chemii de Hevesy nie odniósł sukcesu. Bez względu na to, jakiemu procesowi chemicznemu je poddawał, rad-D i ołów pozostawały nierozłączne. Jednak ta pozorna porażka uświadomiła de Hevesy’e- de Hevesy’emu, że skoro rad-D nie da się chemicznie odróżnić od ołowiu, może stanowić doskonały wskaźnik do wykrywania ołowiu w procesach chemicznych. Dziś wiemy już, że rad-D jest w rzeczywistości izotopem ołowiu (210Pb), jednak wówczas pojęcie izotopów dopiero się kształtowało. Sformułował je Frederick Soddy, wykładowca na Uniwersytecie w Glasgow, który później otrzymał za swoje dokonania Nagrodę Nobla. De Hevesy’emu przypisuje się przeprowadzenie pierwszego badania naukowego z wykorzystaniem radioznacznika, chociaż jego opisu nigdzie nie opublikowano. Historia doświadczenia przedstawia się następująco: de Hevesy posprzeczał się z gospodynią, u której wynajmował mieszkanie. Najwyraźniej nie był zadowolony z serwowanych przez nią posiłków i zarzucił jej wykorzystywanie resztek pozostałych z weekendu do przygotowywania obiadów w pozostałe dni tygodnia. Gospodyni oczywiście zaprzeczała, więc pewnego dnia de Hevesy po kryjomu dodał niewielką ilość substancji radioaktywnej do resztek pozostawionych na talerzu. Kilka dni później udowodnił, że potrawa podana przez panią domu była radioaktywna, wykazując niezbicie, że oznaczone jedzenie powtórnie znalazło się na stole. Ten nieszablonowy eksperyment świetnie ilustruje zasadę działania radioznacznika, którą de Hevesy wykorzystał później w swoich formalnych badaniach. W roku 1913, pracując razem z Fritzem Panethem w Wiedniu, użył radu-D jako znacznika do wykrywania atomów ołowiu w reakcjach chemicznych. Było to pierwsze opublikowane doniesienie o wykorzystaniu radioizotopu jako znacznika. W roku 1920 de Hevesy przeniósł się do Kopenhagi, gdzie pracował w Instytucie Fizyki Teoretycznej pod kierunkiem Neilsa Bohra. Wykorzystywał tam promieniotwórczy ołów (212Pb) jako znacznik przy badaniu roślin, a następnie 210Bi oraz 210Pb do badań na zwierzętach; również te doświadczenia miały prekursorski charakter. Ołów i bizmut nie sprawdzały się zbyt dobrze jako znaczniki fizjologiczne w badaniach na zwierzętach, jednak w roku 1934, również po raz pierwszy, zastosował bardziej fizjologiczny sztuczny radioznacznik 32P) u szczurów, aby wykazać dynamiczną naturę wzrostu kości. W roku 1943 de Havesy otrzymał Nagrodę Nobla za pracę o wykorzystaniu izotopów jako znaczników w badaniu procesów chemicznych. Jest to podstawowa zasada mająca zastosowanie w badaniach w medycynie nuklearnej, trudno więc się dziwić, że de Hevesy przez wielu postrzegany jest jako „ojciec medycyny nuklearnej. Rozwój medycyny nuklearnej uzależniony był także od dostępności odpowiednich detektorów emitowanego promieniowania. Na początku Becquerel wykrył promieniowanie dzięki efektowi zaciemnienia kliszy fotograficznej, jednak nie była to wystarczająco czuła metoda. Maria Skłodowska-Curie mogła dokonywać dokładnych pomiarów nasilenia promieniowania dzięki urządzeniu zaprojektowanemu przez Piotra Curie — piezo-elektrometrowi. Chociaż pomiar ten był znacznie dokładniejszy, wymagał niezwykłej biegłości w obsłudze. Licznik Geigera, wynaleziony przez Hansa Geigera w roku 1908, a następnie udoskonalony przez Geigera i Walthera Mullera w roku 1928, był nie tylko prosty w użyciu, ale również umożliwił liczenie poszczególnych cząsteczek alfa lub beta. Nie był on natomiast wystarczająco skuteczny w wykrywaniu bardziej przenikliwych promieni gamma. Dopiero wynalezienie licznika scyntylacyjnego promieniowania jonizującego przez Roberta Hofstadtera w roku 1948 umożliwiło dokładny pomiar promieni gamma. Licznik scyntylacyjny natychmiast stał się standardowym narzędziem zewnętrznego monitorowania radioizotopów emitujących promienie gamma u pacjentów. Hofstadter otrzymał Nagrodę Nobla w roku 1961, ale dopiero za późniejsze badania nad strukturą protonów. Licznik scyntylacyjny był pomocny w mierzeniu absorpcji 131I przez tarczycę, jednak nie dostarczał obrazu. Pierwsze badanie pacjenta, w którym uzyskiwano (dość prymitywne) obrazowanie, przeprowadzili George Ansell i Józef Rotblat w Liverpoolu w 1948 roku. Otrzymali oni jedną z pierwszych próbek 131I wyprodukowanych przez nowy reaktor w Harwell w Wielkiej Brytanii i dokonali pomiaru czynności tarczycy. Wykorzystali licznik Geigera, aby zebrać odczyty aktywności z kilku punktów na szyi pacjenta i w ten sposób nakreślić rozmieszczenie czynnej tkanki tarczycowej. Proces został wkrótce udoskonalony przez Benedicta Cassena z University of California w Los Angeles (UCLA), który w roku 1951 wynalazł skaner prostoliniowy, wytwarzający papierowe wydruki ukazujące miejsca o największej aktywności. Komercyjne skanery prostoliniowe stały się wkrótce dostępne, a medycyna nuklearna mogła odtąd stale uzyskiwać obrazy dystrybucji leków oznaczonych radioizotopami takimi jak 131I oraz 203Hg. Ograniczeniem użyteczności skanera prostoliniowego był zbyt długi czas, jaki zajmowało zobrazowanie dużej powierzchni ciała. Problem rozwiązał Hal Anger, konstruując gammakamerę. Jego pierwsza kamera zaprezentowana została w roku 1958 na spotkaniu Towarzystwa Medycyny Nuklearnej. Projekt Angera zawierał proste elementy elektroniczne, które sumowały sygnały ze wszystkich rurek fotopowielacza, aby określić pozycję, w której promień gamma uderza w kryształ. To umożliwiało kamerze tworzenie obrazu całego badanego narządu i otworzyło drogę dla badań dynamicznych. Komercyjne wersje gammakamery stały się dostępne w latach 60. i działały na takiej samej zasadzie jak większość gammakamer, które używa się do dziś. (źródło: viamedica)
Bardzo dobrze, że pomimo tylko wiedzy teoretycznej młodzi naukowcy skoncentrują się na aspektach praktycznych, które będą mogły zostać wykorzystane w przyszłej pracy. Warsztaty elektrokardiograficzne mogą okazać się bardzo przydatne ponieważ często młodzi lekarze sugerują, że zajęć z tego właśnie zakresu jest stanowczo za mało w okresie kształcenia podczas studiów. Dodatkowo bardzo dobrze, że w odpowiedni sposób zostanie wykorzystane centrum symulacji, które cieszy się coraz większym zainteresowaniem wśród młodych ludzi i którzy chwalą sobie formę zajęć jaka zostaje przeprowadzana, ponieważ dzięki nim są w stanie zapamiętać wiele praktycznych zachowań, które mogą potem przydać się w warunkach klinicznych.