27 września w Centrum Partnerstwa Społecznego „Dialog” minister zdrowia Konstanty Radziwiłł spotkał się z przedstawicielami związków zawodowych wchodzących w skład Porozumienia Zawodów Medycznych. Rozmowy trwały prawie dwie i pół godziny.
- Jesteśmy chyba po dobrym spotkaniu. Wymieniliśmy poglądy na cały szereg różnych problemów - oznajmił Konstanty Radziwiłł. Minister powiedział, że dwa podstawowe problemy zgłaszane przez związkowców to wzrost nakładów na ochronę zdrowia i wyższe wynagrodzenia. - Myślę, że odpowiedź z naszej strony jest przynajmniej w części wychodząca naprzeciw tym oczekiwaniom. Rząd bardzo poważnie traktuje problemy służby zdrowia – dodał.
Innego zdania są jednak związkowcy.
- Jesteśmy bardzo zawiedzenie po tym spotkaniu. Liczyliśmy wchodząc do tej sali, że pan minister przyjdzie z konkretnymi propozycjami, że będzie miał pozwolenie od pani premier i całego rządu na to aby rozmawiać z nami poważnie i przedstawi nam jakiekolwiek propozycje inne niż niż te, które już znamy i które znają wszyscy państwo. Niestety nie usłyszeliśmy odpowiedzi na żadne z tych pytań - powiedział wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL Jarosław Biliński.
Porozumienie Rezydentów OZZL poinformowało na Facebooku, iż poprosiło o spotkanie z premier Beatą Szydło. „Z panem Radziwiłłem w kwestii zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia i wynagrodzeń nie mamy o czym rozmawiać. Wydaje się, że pan Radziwiłł wstydzi się przyznać, że jest bezradny” - napisali lekarze.
Komentarze
[ z 3]
Tak właściwie to czego młodzi reprezentanci z porozumienia rezydentów się spodziewali? Że Minister Radziwiłł rozłoży bezradnie ręce i powie, że właściwie to nie ma żadnych pomysłów na to w jaki sposób można by uzdrowić służbę zdrowia w Polsce? Wiadomo, że będzie starał się ratować swoją sytuację i próbować zachować twarz pomimo zaistniałej, nieciekawej politycznie sytuacji. Wzburzonych nastroi pracowników służby zdrowia nie zadowoliłoby jego przyznanie się do bezradności, nawet gdyby bił się w pierś i zarzekał jak bardzo chciałby potrafić coś zmienić. Musiał jakoś wybrnąć z sytuacji i udawać z kamienną miną, że wszystko gra i obie strony wyszły ze spotkania zadowolone. A że w praktyce to wyglądało i wygląda zupełnie inaczej? Na tym właśnie opiera się polityka i dyplomacja, aby właśnie w takich chwilach potrafić w wiarygodny sposób przedstawić przed dziennikarzami w jak najbardziej korzystnym dla siebie świetle. Tylko jak długo uda się takie pozory utrzymywać? Bo zakładam, że poza portalami medycznymi z których korzystają zainteresowani i mogą poznać prawdę z drugiej strony medalu, to pewnie społeczeństwo niezwiązane z branżą uwierzyło w prezentowane w wiadomościach treści i przekonane jest, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a nastroje wśród pracowników szpitali złagodzone...
Jasne, żaden polityk nie przyzna otwarcie, że właściwie to nie panuje nad sytuacją, że sytuacja budżetu państwa nie pozwala mu na składanie obietnicy dotyczącej poprawy finansowania pracowników służby zdrowia i w ogóle to jest fatalnie i sam nie wie co robić, więc najlepiej jakby uczestniczący w manifestacjach młodzi lekarze i pozostali pracownicy służby zdrowia dali mu spokój bo on sam sobie nie radzi i nie wie co robić. Musiał jakoś wybrnąć i przed mediami przedstawić swoje stanowisko w pozytywnym świetle- że porozumienie uzgodniono, że obie strony są zadowolone i tym podobne, a potem liczyć na to, że dziennikarze zaniechają przedstawiania opinii osób stojących po drugiej stronie barykady i domagających się zmian, których nie otrzymali. Taki świat, taka polityka. Mam tylko nadzieje, że do społeczeństwa dotarły również głosy rezydentów niezadowolonych ze swojej sytuacji. Bo jak na razie z tego co widzę, ludzie przekonani są o świetnej finansowej sytuacji lekarzy, niezależnie od czasu pracy i doświadczenia zawodowego. A prawda jest taka, że czasem nawet na stanowisku pracownika fizycznego przy wykonywaniu najprostszych czynności można liczyć na lepsze wynagrodzenie niż za godzinę pracy lekarza stażysty lub nawet lekarza rezydenta. A ludzie nie chcą w to wierzyć i wydaje im się, że lekarze przesadzają i chcieliby nie wiadomo czego, podczas kiedy ich sytuacja jest fantastyczna. Tak nie jest i trzeba ich o tym uświadamiać. Sama pamiętam jak po manifestacjach w którejś z gazet umieszczono zdjęcie pokazujące protestujących z tabliczką głoszącą "ratuję twoje życie za 13,50 złotych za godzinę". I przyjaciele nie mający wiele wspólnego z medycyną pytali czy to prawda, czy rzeczywiście lekarzom tyle się płaci. Nie chcieli w to wierzyć, dopóki nie przyniosłam im do pokazania mojej umowę o pracę ze szpitalem. Ważne by uświadomić społeczeństwo, że sytuacja lekarzy nie jest tak kolorowa jak się wydaje. Sześć lat ciężkich studiów, a potem drugie tyle na skromnej pensji nieadekwatnej do odpowiedzialności wykonywanego stanowiska. Jeśli w późniejszym czasie lekarze zarabiają więcej, to też nie w ramach pracy na etacie, ale dzięki podejmowaniu dodatkowych źródeł zarobkowania podczas dyżurów. Ale czy każdy chciałby pracować po ponad dwieście godzin miesięcznie?
To fakt, nikt nie lubi się przyznawać do porażek, mało kto do bezradności, a już z całą pewnością nie politycy. Dlatego trudno się dziwić, że pojawiają się tutaj rozbieżności zdań pomiędzy stanowiskiem osób protestujących stojących po jednej stronie barykady, a stanowiskiem rządu stawiającego się w opozycji i odpierającego zarzuty kierowane w ich stronę. Aby utrzymać uznanie, a tym samym głosy społeczeństwa muszą oni grać pewnych siebie i zadowolonych z przedstawianych projektów zmian, które rzekomo miałyby zadowolić pracowników sektora służby zdrowia. Niestety, jak pokazuje rzeczywistość- nie jest to nawet w połowie prawdą. Ale przecież dzięki przekazaniu mediom fałszywych informacji lub zakrzywionych na swoją korzyść zwiększają szansę na zachowanie dogodnej dla polityków opinii i spokoju społeczeństwa. W końcu nie każdy z oglądających wiadomości czy czytających wiadomości dotyczące problemów w służbie zdrowia i manifestacji dotrze do przedstawionego stanowiska samych protestujących. Taka rola polityków, więc nie wiem czego manifestanci się spodziewali. Że rząd przyzna się do bezradności i poda się do dymisji? Jakoś bym się tego nie spodziewała...