Bez kampanii informacyjnej dla pacjentów, zwiększenia zatrudnienia kadry lekarskiej i pielęgniarskiej, a także bez większych nakładów finansowych - reforma podstawowej opieki zdrowotnej nie może się udać - alarmują lekarze i świadczeniodawcy skupieni wokół PPOZ.
- Przy braku wiedzy ze strony społeczeństwa oraz braku akceptacji ze strony środowiska medycznego, nie zostaną osiągnięte założenia programu i sukcesu może nie być! - podkreśla Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia.
Na posiedzeniu 24 sierpnia bieżącego roku, Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy o podstawowej opiece zdrowotnej (poz). Celem ustawy ma być poprawa jakości i dostępności do świadczeń ochrony zdrowia, udzielanych w poz. Placówki poz mają oferować szerszy niż dotąd zakres usług zdrowotnych oraz koordynować proces ich zaspokajania poza obszarem podstawowej opieki zdrowotnej.
- Założenia ustawy może i są przyszłościowo dobre, ale w tej chwili, ani w najbliższym czasie nie są możliwe do realizacji , a szczególnie w naszych realiach! Od półtora roku, odkąd tylko obecny rząd zaczął mówić o reformie, zgłaszaliśmy nasze propozycje i kierunki rozwoju podstawowej opieki zdrowotnej. Niestety, zapisy pozostały praktycznie bez zmian. Obawiamy się, że wprowadzenie zmian wywoła chaos oraz niezadowolenie zarówno wśród społeczeństwa, jak i środowiska medycznego. Reforma, żeby się udała, musi być z ludźmi i dla ludzi - mówi Bożena Janicka. Lekarze PPOZ podkreślają, że planując wprowadzenie zmian w ustawie o poz, trzeba oszacować koszty i zaplanować w budżecie odpowiednie środki finansowe. Zarówno na kampanię informacyjną dla pacjentów (której w tej chwili brak), dodatkowe zadania (diagnostyka, polityka senioralna, itd.), jak i zatrudnienie dodatkowej kadry. Podstawowa opieka zdrowotna musi być atrakcyjna dla lekarzy i pielęgniarek, a tak nie jest.
- Obecnie wskaźniki zatrudnienia profesjonalistów w poz należą do najniższych w Europie. W niektórych placówkach na jednego lekarza „przypada” nawet 4 tysiące pacjentów. Jeśli reforma ma spełniać swoje zadania, to potrzebujemy młodych lekarzy, i to już! Osiągnięcie poziomu ich zatrudnienia takiego, jak w uchodzącym za najlepszy holenderskim systemie ochrony zdrowia, wymaga radykalnej zmiany w kształceniu przed i podyplomowym. Obawiamy się, że bez podjęcia natychmiastowych kroków i przy nowych zadaniach, kadry medyczne w poz jeszcze bardziej się zmniejszą. Odejdą lekarze emeryci i renciści, którzy w tej chwili nas wspomagają - mówi Bożena Janicka.
Przedstawiciele PPOZ, wyrażając gotowość współpracy w trudnym procesie reformowania systemu ochrony zdrowia, skierowali swoje uwagi do Prezes Rady Ministrów Beaty Szydło. - Już nie raz w historii były dobre reformy. Jak choćby założenie, że lekarze poz mieli sprawować opiekę stałą, ciągłą nad pacjentami przez 24 godziny na dobę 365 dni w roku. Jaki był tego koniec – wszyscy wiemy w końcu się z tego wycofano. Wprowadzając zmiany, trzeba przede wszystkim patrzeć na polskie realia, polskie społeczeństwo i polski personel medyczny. Reforma, program, żeby się powiódł, musi być atrakcyjny zarówno dla pacjentów, jak i lekarzy. Obecnie przewidywana ustawa, nawet przy najlepszych założeniach jest zagrożona! Obawiamy się, że system upadnie i nie będzie ani sukcesu, ani poz!!! - dodają lekarze skupieni wokół Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia.
Komentarze
[ z 3]
Coraz mocniej brakuje lekarzy i to właśnie tam, gdzie kolejek w ogóle być nie powinno, czyli w podstawowej opiece zdrowotnej i co chcą zrobić politycy? Pomimo protestów środowisk lekarskich chcą jeszcze dodatkowo uszczuplić kadry zaangażowane w pracę w przychodniach medycyny rodzinnej ograniczając osoby uprawnione do wykonywania tych zadań do bardzo szczupłego grona wybranych specjalistów. Jasne, że nie chodzi o to, by zapełniać luki personelem niewykwalifikowanym i dobrze byłoby dbać o wysokie standardy świadczonych usług. Ale nie widzę powodu, dlaczego nagle miano by zwalniać z pracy lekarzy, którzy od lat z powodzeniem wykonywali swoje obowiązki w przychodniach i tak oni sami jak i ich pacjenci byli z tej pracy zadowoleni. Mam nadzieję, że politycy przemyślą i zmienią swoje decyzje zanim będzie za późno. Inaczej nie mam pojęcia, kto zajmie się leczeniem pacjentów z błahymi przeziębieniami czy z chorobami przewlekłymi. Jakby nie było, to przecież trudno by ze zwykłym katarem kierować się po pomoc na oddział szpitalny czy do internisty, albo żeby całe leczenie prowadzić u specjalisty i przed każdą wizytą wyczekiwać w ciągnących się całymi korytarzami kolejkach...
System ochrony zdrowia jest przedmiotem nieustannych napięć i trudności w ich łagodzeniu, a tym bardziej likwidowaniu, a co najmniej – zmniejszaniu. Zmiany podejmowane są pod wpływem jednostronnej oceny politycznej, interesów różnych grup uczestników albo protestów kolejnych grup kadry medycznej. Brakuje profesjonalnej i w pełni udokumentowanej diagnozy systemu, wykonanej przez niezależnych ekspertów, która mogłaby być podstawą kompleksowego projektu reformy ochrony zdrowia, a nie jednostkowych, incydentalnych zmian, zaburzających już mocno zachwianą równowagę systemu. Reformy wyważonej i dobrze rozłożonej w czasie, aby w żadnym momencie nie przysparzała negatywnych efektów zdrowotnych. Reformy uzgodnionej wśród interesariuszy i podjętej ze zrozumieniem konieczności zmian, aby istniało dla niej społeczne poparcie. Reformy, na którą będą środki, instytucje i zaangażowani profesjonaliści – liderzy ochrony zdrowia. Reformy, która nie będzie zarzucona czy zmieniona, gdy zmieni się władza polityczna. Taka reforma czeka na przedstawienie i debatę. Zaczynamy ją od wytypowania i przedstawienia głównych problemów systemu. Na czele listy spraw, które wymagają pilnego podjęcia stawiamy problem niedostatecznych zasobów, ale skojarzonych z innymi działaniami niezbędnymi by osiągać wyższą skuteczność w realizacji celów zdrowotnych. Nie ma jednego cudownego sposobu na zrównoważenie i poprawę funkcjonowania systemu ochrony zdrowia. Potrzebne są do tego zarówno większe finansowanie, odpowiednie ilościowo i jakościowo kadry, jak i dobre instytucje. Środki finansowe są warunkiem koniecznym, ale niedostatecznym – jeśli nie będzie kadr oraz właściwych instytucji, a te kształci się i tworzy latami. Dla lekarza jest sprawą oczywistą, że każda terapia wymaga diagnozy i obecnie jest to diagnoza znacznie bardziej pogłębiona dzięki nowym technologiom. Natomiast gdy ten sam lekarz zostaje ministrem zdrowia lub staje na czele grupy powołanej do reformowania systemu ochrony zdrowia, to najczęściej nie zaczyna od solidnej i kompleksowej diagnozy skomplikowanego przecież systemu ochrony zdrowia. Często przyjmuje tezy czysto polityczne, niejednokrotnie także ideologiczne, staje się realizatorem interesów określonej grupy profesjonalistów medycznych lub poddaje wpływom celów finansowych państwa, które w Polsce niedostatecznie poważnie brały pod uwagę cel zdrowotny populacji. Brak kompleksowej diagnozy funkcjonowania systemu ochrony zdrowia jest wyjaśniany (usprawiedliwiany) trudnościami jej realizacji. W porównaniu z oczywistym podejściem opierania decyzji medycznych na stwierdzonych faktach, w odniesieniu do polityki zdrowotnej jest to nieporównanie trudniejsze. Badania systemu zdrowotnego dotyczą zdrowia populacji, a nie przypadków medycznych, uwzględniają kontekst społeczny i regulacyjny występowania określonych sytuacji, wymagają wielodyscyplinarnych zespołów badawczych oraz wielu masowych informacji i analiz statystycznych. Generalizacje dotyczące przyczyn występowania takich czy innych efektów zdrowotnych są więc obarczone niejasnościami i niepewnościami. Przezwyciężanie tych trudności wymaga odpowiednego zaplecza informacyjno-badawczego, które w wielu krajach jest ważnym czynnikiem podejmowania decyzji, co określa się wtedy jako evidence- -based health policy. Zaplecze takie ma różne formy instytucjonalne. Są to zarówno instytuty badawcze zorientowane na badania stosowane typu policy oriented, organizacje pozarządowe typu think tanks, czy specjalnie powoływane grupy robocze. Znane raporty dla NHS w Wielkiej Brytanii oraz dla rządów holenderskich prowadzących reformy zdrowotne przygotowane były przez specjalnie powoływane grupy robocze. Ani rząd, ani resort zdrowia w Polsce nie posiada zaplecza zobowiązanego do opracowywania i prezentowania kompleksowej diagnozy (z prognozami) sytuacji w systemie ochrony zdrowia. Przy czym nie chodzi o informacje i analizy sytuacji epidemiologicznej. Ten wymiar diagnozowania, dzięki pracom i analizom badawczym prowadzonym np. w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego – Państwowym Zakładzie Higieny (NIZP-PZH) oraz GUS, jest bardziej dostępny niż finansowo-organizacyjny. Powstały wprawdzie bardziej kompleksowe opracowania sytuacji finansowej systemu ochrony zdrowia w Polsce (np. Zielona Księga Finansowania Ochrony Zdrowia, Narodowe Rachunki Zdrowia) czy organizacyjnej (np. promowane przez WHO raporty z serii Health Systems in Transition – HIT). Dostępne są także analizy porównawcze prowadzone przez OECD, Eurostat oraz WHO. Nie stanowią jednak podstawy systematycznego raportowania, merytorycznej debaty oraz propozycji działań policy makers odpowiedzialnych za ochronę zdrowia w Polsce. Wśród wielu problemów trapiących polską ochronę zdrowia kwestia niedostatecznych środków finansowych z reguły stawiana jest na pierwszym miejscu. Braki kadr (lekarzy, pielęgniarek, innych profesjonalistów medycznych), infrastruktura techniczna nie spełniająca wymogów nowoczesnej medycyny, ograniczenia w dostępie do najnowocześniejszych terapii lekowych mogą być i często są przedstawiane jako konsekwencja ograniczeń budżetowych. Stwierdzenie, że nakłady na ochronę zdrowia w Polsce są za małe jest jednak w takim samym stopniu prawdziwe, co trywialne i upraszczające rzeczywistość. Zasadniczy problem wynika z przypisania środkom (zasobom) finansowym bezwzględnej mocy sprawczej, tak jakby wszystko było tylko kwestią pieniędzy. A tak nie jest. W rzeczywistości decyduje dostępność zasobów realnych, a te zawsze są ograniczone. To z kolei oznacza, że niemożliwe jest pełne zaspokojenie wszystkich potrzeb, wszystkich ludzi, w każdym czasie i miejscu, zarówno potrzeb zdrowotnych, jak i innych potrzeb każdego z nas. Ograniczoność zasobów realnych jest faktem empirycznym. Bez takich zasobów pieniądz staje się bezwartościowym kawałkiem papieru. Z drugiej jednak strony można zwiększyć ilość dostępnych zasobów realnych zakupując je ze stosownym wyprzedzeniem. Im więcej pieniędzy zadysponujemy dla ochrony zdrowia, tym więcej będziemy mogli zgromadzić zasobów realnych, zatrudnić profesjonalistów medycznych i dobrych menadżerów, zakupić nowoczesnych technologii diagnostycznych i terapeutycznych. Tym większe są też szanse, że system ochrony zdrowia zaspokoi potrzeby zdrowotne społeczeństwa w większym stopniu i zapewni mu poczucie większego bezpieczeństwa. Ale nadal nie będzie to pełne zaspokojenie potrzeb. Z pewnością nie zaspokoi on wszystkich subiektywnych aspiracji obywateli (kształtowanych przede wszystkim przez naturalną istocie ludzkiej skłonność do porównywania własnej sytuacji z sytuacją innych ludzi, np. mieszkańców bogatych krajów Zachodniej Europy), a nawet nie zaspokoi „tylko” obiektywnie zidentyfikowanych już potrzeb zdrowotnych. Zwiększenie szans na zbudowanie przyjaźniejszego i skuteczniejszego systemu ochrony zdrowia przy wyższych nakładach nie oznacza także, że szanse te zostaną wykorzystane. Zasoby, nawet bardzo duże, mogą zostać bowiem zmarnotrawione. Wiele, ale nie wszystko zależy od tego, jakimi środkami finansowymi się dysponuje. Równie ważne jest ich efektywne wykorzystanie. W tak kluczowym zarówno dla społeczeństwa jak i poszczególnych jego członków sektorze, jakim jest ochrona zdrowia, efektywność alokacji zasobów pieniężnych i realnych nabiera szczególnego znaczenia, ekonomicznego – celem jest optymalizacja relacji wyników do kosztów, ale przede wszystkim również etycznego – marnotrawienie zasobów w sektorze ratującym życie i zdrowie ludzkie zasługuje na szczególne potępienie. Rosnące potrzeby zdrowotne, a jednocześnie ograniczone możliwości ich zaspokojenia, stanowią istotne wyzwanie dla systemów opieki zdrowotnej i skłaniają do poszukiwania sposobów na ograniczenie kosztów opieki zdrowotnej, ale także alternatywnych do publicznego sposobów jej finansowania. Dopłaty pacjentów do publicznie finansowanej opieki zdrowotnej (tzw. współpłacenie) są powszechnie wykorzystywanym narzędziem w celu zwiększenia stabilności finansowej systemów opieki zdrowotnej. Zwiększając odpowiedzialność pacjenta za finansowanie świadczeń, dopłaty mogą ograniczyć niekorzystne zachowania konsumentów takie jak pokusa nadużycia (moral hazard), która występuje, gdy świadczenia są dostarczane bezpłatnie. Tym samym współpłacenie daje możliwość poprawy efektywności wykorzystywania zasobów ochrony zdrowia. Dodatkowo, dopłaty są źródłem przychodów dla systemu zdrowotnego czy poszczególnych świadczeniodawców, co czyni je atrakcyjnym narzędziem w krajach o niedofinansowanej opiece zdrowotnej. Wprowadzenie obowiązkowej odpłatności za świadczenia opieki zdrowotnej w Polsce jest często podnoszone w dyskusjach na temat konieczności racjonalizowania systemu opieki zdrowotnej, ale też jego niedofinansowania i potrzeby poszukiwania dodatkowych źródeł przychodów. Patrząc na wskaźniki wydatków na zdrowie, można zaobserwować, że środki przeznaczane na zdrowie w Polsce są niższe niż w większości krajów europejskich. Ta prawidłowość występuje bez względu na to czy mówimy o wydatkach całkowitych czy tylko publicznych; wydatkach na osobę czy wydatkach w relacji do produktu krajowego brutto (PKB). Panuje też powszechne przekonanie o nadużywaniu świadczeń zdrowotnych przez pacjentów w Polsce, choć tutaj trudno o dowody dokumentujące skalę tego zjawiska. Dopłaty pacjentów do publicznie finansowanych świadczeń opieki zdrowotnej są jednym z dostępnych narzędzi służących poprawie stabilności systemu ochrony zdrowia. Jest to jednak narzędzie o ograniczonych możliwościach i ryzykowne ze względu na potencjalne negatywne efekty dla dostępności pacjentów do koniecznych świadczeń. Potencjał dopłat do generowania dodatkowych środków dla systemu jest niewielki, na co wskazują doświadczenia krajów europejskich. Zatem, współpłacenie nie zniweluje problemu niedofinansowania polskiego systemu ochrony zdrowia, zwłaszcza jeśli mówimy o ryczałtowych, relatywnie niskich dopłatach, które obecnie wydają się dla Polski administracyjnie możliwym rozwiązaniem. Patrząc także na wskaźniki wydatków na zdrowie w Polsce i ich strukturę (relatywnie wysoki udział wydatków gospodarstw domowych) należy raczej dążyć do wzrostu środków publicznych przeznaczonych na zdrowie. Dopłaty mogłyby być natomiast narzędziem dla zwiększania odpowiedzialności pacjentów i ich świadomości co do kosztów opieki oraz bardziej racjonalnego korzystania ze świadczeń. Stworzenie takiego systemu wymaga jednak mechanizmów ochronnych, by zabezpieczyć dostępu dla grup wrażliwych. Takie mechanizmy powinny zostać ukierunkowane przede wszystkim na osoby o niższej zdolności finansowej (ubogie) i osoby o wyższych potrzebach zdrowotnych. Należy też pamiętać, aby system był administracyjnie prosty do wprowadzenia i przejrzysty dla konsumentów. Przestrzeń dla wprowadzenia dopłat w Polsce jest obecnie znacznie ograniczona przez występowanie płatności głównie za leki, co wymaga także interwencji ze strony państwa. Wprowadzenie dopłat do świadczeń w Polsce jest politycznie trudnym zadaniem ze względu na występujący sprzeciw społeczny. Jak wskazują badania w tym obszarze, akceptacja dla współpłacenia mogłaby być większa, jeśli oczekiwania pacjentów, co do lepszej jakości i dostępności opieki zostałyby spełnione. Jest to zadanie trudne jeśli uwzględnić niski fiskalny potencjał dopłat. Doświadczenia innych krajów naszego regionu pokazały, że polityka współpłacenia nie zdołała przyczynić się do znacznej poprawy jakości usług i z tego powodu była skazana na niepowodzenie. Konieczne jest zatem wdrożenie innych mechanizmów, także działających po stronie świadczeniodawców, które przyczynią się do ogólnej poprawy opieki nad pacjentami. Problematyka zasobów pracy dla sektora zdrowotnego jest od kilkunastu lat jednym z kluczowych obszarów działań i strategii najważniejszych organizacji międzynarodowych zajmujących się tematyką zdrowia. W raporcie Światowej Organizacji Zdrowia z 2006 r. pt. „Human resources for health in the WHO European Region”, stwierdzono, że większość krajów stoi w obliczu kryzysu kadr medycznych, którego głównymi wyzwaniami są problemy związane z kształceniem i szkoleniami zawodowymi, zapewnienie satysfakcjonującego poziomu wynagrodzenia oraz utrzymanie pracowników na stanowiskach pracy. Istotną inicjatywą na poziomie Unii Europejskiej, odpowiadającą na zdiagnozowany kryzys zasobów pracy, było opracowanie dokumentu pt. European Commission Green Paper on the European Workforce for Health. W dokumencie tym zdefiniowano kluczowe wyzwania przed jakimi stoją europejskie systemy zdrowotne w kontekście zasobów kadrowych i zaproponowano działania na poziomie unijnym, które pomogłyby skutecznie rozwiązywać najważniejsze problemy, nie wywierając jednocześnie negatywnego wpływu na systemy zdrowotne poza Unią Europejską. Przyznanie problematyce kadr medycznych znaczenia priorytetowego skutkowało także podjęciem, na poziomie międzynarodowym, wielu innych inicjatyw np.: gromadzenia w skali globalnej atlasu wiedzy o pracownikach ochrony zdrowia, opracowanie kodeksu regulującego zasady postępowania w zakresie pozyskiwania pracowników z zagranicy, czy utworzenie platformy współpracy do wspólnego przezwyciężania kryzysu kadr medycznych – The Global Health Workforce Alliance. O aktualnych problemach kadr medycznych, zwłaszcza nasilających się niedoborach kadrowych zadecydowało wiele czynników, z których najistotniejsze to: niewłaściwe zarządzanie zasobami ludzkimi i brak racjonalnej polityki kadrowej, niedostosowanie struktury zatrudnienia do profilu i zakresu realizowanych usług, brak lub nieodpowiednie planowanie w systemie edukacji, a w wielu krajach także niedofinansowanie systemu opieki zdrowotnej. Najważniejsze obecnie wyzwania dla większości krajów to: wykształcenie wystarczającej liczby personelu medycznego przygotowanego do rosnących potrzeb zdrowotnych populacji, zapewnienie satysfakcjonującego poziomu wynagrodzenia oraz pozyskanie, zmotywowanie i utrzymanie pracowników na stanowiskach pracy. Ponadto problem deficytów kadrowych jest spotęgowany postępującym procesem starzenia się populacji oraz zwiększeniem zachorowań na choroby przewlekłe, co prowadzi do wzrostu zapotrzebowania na świadczenia medyczne, a tym samym wzrostu zapotrzebowania na wykwalifikowanych pracowników medycznych poszczególnych grup zawodowych. Deficyty kadry medycznej od wielu lat są traktowane priorytetowo przez europejskie i światowe organizacje zajmujące się zdrowiem. Proponowane są różne podejścia do załagodzenia skutków deficytu, ale działania te wymagają wielosektorowej współpracy i oparcia współczesnej polityki zdrowotnej na odpowiednim zarządzaniu, jak i planowaniu kadr medycznych. Jednym z postulowanych przez ekspertów rozwiązań jest zwiększenie limitów przyjęć na studia medyczne, jak również liczby miejsc kształcenia specjalizacyjnego, finansowanych z budżetu państwa. Jednakże według NIL limity przyjęć na stacjonarne studia medyczne w Polsce nie zapewniają nawet utrzymania obecnej liczby lekarzy, zwłaszcza wobec problemu luki pokoleniowej. Ograniczeniem hamującym zwiększenie limitów przyjęć na studia medyczne są finanse, gdyż kie runek lekarski jest jednym z najdroższych kierunków studiów i koszty wykształcenia studenta medycyny są bardzo wysokie. Limity przyjęć na studia stacjonarne na kierunku lekarskim przez lata utrzymywały się na względnie stałym poziomie. Najwyższa Izba Kontroli zwraca uwagę, że limity przyjęć na studia medyczne wyznaczają uczelnie, kierując się własnymi analizami, głównie rachunkiem ekonomicznym. Istotna zmiana w limitach przyjęć na kierunek lekarski dokonała się w roku akademickim 2015/2016, kiedy zwiększono limity na kierunku lekarskim o 394 miejsca na jednolitych studiach magisterskich prowadzonych w formie stacjonarnej w języku polskim oraz o 183 miejsca na studiach niestacjonarnych. Od tej pory limity przyjęć na kierunek lekarski systematycznie rosną: w roku akademickim 2018/2019 wynosiły łącznie 7.816 miejsc, w tym 5.955 to miejsca na studia prowadzonych w języku polskim. Ponadto od roku 2015 zwiększyła się znacznie liczba miejsc specjalizacyjnych, finansowanych z budżetu państwa (rezydentur), zwłaszcza w tzw. dziedzinach priorytetowych, uznanych za najbardziej deficytowe. Należy jednak zaznaczyć, że kształcenie lekarzy jest procesem długotrwałym, okres od podjęcia studiów do ukończenia specjalizacji trwa na ogół kilkanaście lat. Decyzje w tym zakresie powinny więc być prowadzane w sposób przemyślany, w oparciu o rzetelne analizy i prognozy, z uwzględnieniem zarówno potrzeb demograficzno-epidemiologicznych, jak i zróżnicowania w poszczególnych regionach kraju. Pozyskanie, wykształcenie i utrzymanie w systemie specjalistów medycznych jest aktualnie kluczowym wyzwaniem zarówno dla rządu – polityków odpowiedzialnych za opiekę zdrowotną, jak i dla menedżerów placówek medycznych. Jednym z kluczowych czynników kształtujących podaż zasobów kadrowych jest liczba absolwentów uczelni medycznych. Ważne jest więc, aby w planowaniu kształcenia oraz prognozowaniu zatrudnienia różnych grup pracowników medycznych wdrożyć rzetelne analizy z uwzględnieniem potrzeb zdrowotnych. Warto więc aktywnie uczestniczyć w inicjatywach międzynarodowych, np. The Joint Action on Health Workforce Planning and Forecasting, których celem jest wymiana doświadczeń, wzajemnie wsparcie krajów członkowskich, upowszechnianie sprawdzonych narzędzi i dobrych praktyk w zakresie planowania kadr oraz podejmowanie wspólnych działań na rzecz poprawy zasobów pracy w sektorze zdrowotnym. Kolejną istotną kwestią jest uporządkowanie polityki wynagradzania i awansowania. Decyzje o wzroście wynagrodzenia na ogół są podejmowane na poziomie centralnym po fali strajków i protestów, często bez braku rzetelnych analiz kosztowych i prognoz długoterminowych, a przede wszystkim bez zabezpieczenia stosownych źródeł finansowania, które pozwoliłyby wdrożyć planowane podwyżki na poziomie poszczególnych jednostek opieki zdrowotnej bez konieczności generowania zadłużenia tychże jednostek. Brak kompleksowego planowania powoduje, że źle przemyślane decyzje na szczeblu centralnym generują zadłużanie się jednostek opieki zdrowotnej. ( publikacja ze źródła mBanku, autorstwa: p.Stanisława Golinowska i wsp. )
Na początku lat 90. zastanawiano się, w jakim kierunku powinna iść podstawowa opieka zdrowotna. Dzięki pieniądzom stowarzyszeniowym pochodzącym z Unii Europejskiej polscy lekarze mogli wyjeżdżać na Zachód, najczęściej do Holandii, Wielkiej Brytanii i Hiszpanii. Podpatrywali, jak wygląda praktyka lekarza rodzinnego. Dopiero we wrześniu 1995 r. powstała pierwsza w Polsce praktyka lekarza rodzinnego - w Bielawie na Górnym Śląsku. Specjalizacja z medycyny rodzinnej miała charakter holistyczny, dotyczyła pewnych zakresów wiedzy z pediatrii, interny, ginekologii, chirurgii, okulistyki, a także schorzeń narządów ruchu. Chodziło o to, żeby lekarz rodzinny mógł zająć pacjentem w każdym wieku. Wprowadzając lekarzy rodzinnych do systemu dano im bardzo szeroki obszar odpowiedzialności, wyposażając w niezbędne narzędzia. Nie było jednolitego, obowiązującego modelu, z tego chociażby powodu, że podstawowa opieka zdrowotna pozostawała w gestii lokalnych samorządów. Lekarzy obciążało mniej biurokracji, a system był bardziej stabilny i przewidywalny. Od lipca część badań, na które kierowali do tej pory lekarze specjaliści, można wykonać w poradniach podstawowej opieki zdrowotnej. To jednak dopiero początek reformy podstawowej opieki zdrowotnej, której kluczowe założenia zostaną wdrożone jesienią. W tym okresie pula dostępnych w POZ badań znowu się poszerzy. Pakiet badań diagnostycznych ponownie miałby zostać poszerzony. Chodzi o badania z obszaru kardiologii, jak echo serca, EKG wysiłkowe, Holter EKG, oznaczanie albuminurii w moczu, USG Doppler tętnic szyjnych i naczyń kończyn dolnych, a także z kręgu endokrynologii, jak przeciwciała przeciwtarczycowe i biopsja aspiracyjna cienkoigłowa. Jest również pomusł, aby w poszerzonym pakiecie znalazło się także badanie spirometryczne, które wraz z próbą rozkurczową umożliwi lekarzowi POZ zdiagnozować przewlekłą obturacyjną chorobę płuc. Lekarze pracujący w przychodniach mieliby konsultować swoich pacjentów ze specjalistami: kardiologiem, diabetologiem, pulmonologiem, alergologiem i endokrynologiem. Takie konsultacje miałyby polegać na omawianiu wyników pacjenta i ustaleniu dalszego postępowania z pacjentem. Wdrożona ma zostać również opieka koordynowana nad pacjentami z najpowszechniejszymi chorobami cywilizacyjnymi, jak cukrzyca, nadciśnienie tętnicze, niewydolność serca, astma czy POChP. Celem reformy jest usprawnienie diagnostyki, profilaktyki i leczenia chorób przewlekłych, zwiększając przy tym rolę lekarza rodzinnego. Początkowo pacjenci mogą wykonać dodatkowe badania diagnostyczne, na które kierowali ich do tej pory lekarze innych specjalizacji. Dodatkowo resort zdrowia rozszerzył populację pacjentów kwalifikujących się do programu profilaktyki chorób układu krążenia. Aktualnie obejmuje on osoby od 35. do 65. roku życia, u których nie rozpoznano dotąd choroby układu krążenia i które przez ostatnie 5 lat nie korzystały z programu. Oczekuje się, że dzięki wprowadzanym zmianom lekarze podstawowej opieki zdrowotnej uzyskają możliwość podjęcia leczenia bez konieczności konsultacji specjalistycznych, wykonywania badań inwazyjnych, jak również zyskają możliwość wcześniejszego podjęcia decyzji kierunkowej o skierowaniu do leczenia specjalistycznego. Na ten moment wielu lekarzy będzie potrzebować doszkolenia się, na przykład w zakresie prowadzenia trudniejszych przypadków pacjentów kardiologicznych, przypadków skomplikowanych czy z POChP i jeśli mają dużo pacjentów, to mogą nie wyrobić się czasowo z prowadzeniem pacjenta w opiece koordynowanej w tej strukturze, dosyć starej, w której są. Koordynacja, szeroko pojęta, wejdzie naturalnie w każdym miejscu w naszym kraju, ale to będzie proces trwający latami i na tym etapie nie każdy pacjent będzie mógł z tego przywileju skorzystać. Środki z obecnego budżetu powierzonego przeznaczone są na badania laboratoryjne, a nie na rozwój placówki czy nowe kadry. Jeżeli mówi się o kolejnym rozszerzeniu badań i opiece nad pacjentem we współpracy ze specjalistami, to pojawiają się problemy. W małych ośrodkach, gdzie już jest kłopot z brakiem kadr, dotrudnienie lekarza jest praktycznie niemożliwe, ale ten problem dotyczy nie tylko małych ośrodków, choć te z pewnością będą miały największe trudności z zatrudnieniem dodatkowych pracowników. Warto wspomnieć, że na przykład koordynator jest osobną pozycją w naszym budżecie i dla populacji 2,4 tysięcy pacjentów zgodnie z wymienionym zarządzeniem sprawuje opieką nad osobami powyżej 24 roku życia. To jest zwykle ok 1700-1750 osób. Jak wyliczają lekarze oprócz specjalistów, z którymi będą współpracować, w zespole POZ potrzebują też fizjoterapeutów, psychologów czy specjalistów zdrowia publicznego. Utworzenie takiego zespołu może być nierealne.W niewielkich placówkach jest dużo trudniej o pozyskanie wykwalifikowanego personelu, przy czym należy wspomnieć, że problemy i potrzeby pacjentów są takie same jak w dużych miastach. Brak odpowiedniej motywacji dla personelu medycznego, przy obecnej inflacji i błyskawicznie rosnących kosztach, może doprowadzić już nie do zatoru, ale zapaści systemu. Dla podstawowej opieki zdrowotnej przewidziano wzrost płac w wysokości 6,26%, co według wyliczeń środowiska daje lukę w wysokości niemal 20%. Według analiz Porozumienie Zielonogórskie, aby móc dostosować się do wzrostu wynagrodzeń personelu poradni, należałoby zwiększyć kontrakty o co najmniej 24%, bo tylko wtedy będzie można zagwarantować pracownikom POZ wzrost płac na oczekiwanym poziomie. W innym wypadku, przy obecnych kosztach poradni, rosnącej inflacji i kosztach utrzymania, podniesienie minimalnych wynagrodzeń jest niemożliwe. W obliczu gwałtownie zwiększających się kosztów związanych z podwyżkami m.in. cen prądu, gazu czy wynagrodzeń, lekarze POZ ostrzegają, że bez podwyżki stawki, jaką otrzymują oni za każdego pacjenta przypisanego do lekarza rodzinnego, wkrótce część placówek być może będzie wymagała zamknięcia. Pacjenci z tego powodu będą musieli szukać podstawowej pomocy, w ramach POZ, w bardziej oddalonych przychodniach i gabinetach. Według przedstawicieli lekarzy rodzinnych aktualne stawki nie wystarczają na pokrycie kosztów funkcjonowania przychodni, bo te gwałtownie wzrosły. Podstawowa opieka zdrowotna z pewnością sięgnie po dodatkowe środki, jakie będą oferowane w ramach opieki koordynowanej czy budżetu powierzonego, ale finansowanie w POZ powinno opierać się na stawce bazowej. Od początku lipca do POZ wprowadzono dodatkowe badania, a wkrótce poszerzy się zakres opieki koordynowanej. Jednak w tym samym czasie odbiera się lekarzom możliwość realizacji tych świadczeń. Według lekarzy rodzinnych problem nie wynika z nieprawidłowego zarządzania placówkami, ale w obliczu rosnącej inflacji i braków kadrowych, trudno jest pogodzić ze sobą tak wiele czynników. Warto wspomnieć, że każdy ubezpieczony ma prawo do świadczeń pielęgniarki Podstawowej Opieki Zdrowotnej, jeśli złożył on deklarację wybory pielęgniarki POZ. Rejestracja pacjentów do pielęgniarki może się odbywać osobiście lub telefonicznie. Jednak w przypadku schorzeń ostrych i nagłych porada powinna nastąpić jeszcze w dniu zgłoszenia, a w schorzeniach przewlekłych pielęgniarka uzgadnia termin wizyty z ubezpieczonym pacjentem. Na początku marca do konsultacji skierowano projekt rozporządzenia ministra zdrowia zmieniającego rozporządzenie w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu podstawowej opieki zdrowotnej. Chodzi o dodatkowe świadczenia profilaktyczne dla dzieci. 9 sierpnia podczas konferencji prasowej AOTMiT i Narodowego Funduszu Zdrowia, zapowiedziano uruchomienie dodatkowych 350 milionów złotych na sfinansowanie podwyżek minimalnych wynagrodzeń w szpitalach. Lekarze rodzinni podkreślają, że stanowisko AOTMiT tym bardziej wydaje się niezrozumiałe, ponieważ od wielu lat wspomina się o przeniesieniu opieki do POZ jako podstawy funkcjonowania całego systemu. W ostatnim czasie środowisko POZ informuje, że przychodnie i gabinety zmagają się ze znacznym wzrostem zgłaszalności. Sytuacji na pewno nie poprawią nowe obowiązki narzucone przez resort. Sumienne przestrzeganie narzuconych regulacji administracyjnych skutkować będzie zmniejszeniem jednakowego dostępu do opieki lekarskiej pacjentów z innymi schorzeniami i kontynuacji terapii chorób przewlekłych oraz załamaniem się systemu podstawowej opieki zdrowotnej.