9 lipca 2018 r. weszło w życie rozporządzenie w tej sprawie. Zakłada ono, że w roku akademickim 2018/2019 limit miejsc na kierunku lekarskim wyniesie 7846.
Zgodnie z rozporządzeniem, największy przyrost liczby miejsc nastąpi na studiach magisterskich prowadzonych w formie stacjonarnej w języku polskim. W takim trybie będzie mogło studiować 4678 osób.
Jak informuje resort zdrowia, celem zmian jest likwidacja braków kadrowych w polskiej służbie zdrowia poprzez sukcesywne zwiększanie liczby studentów na kierunkach lekarskim i lekarsko-dentystycznym. W ostatnich latach liczba miejsc na studiach lekarskich rośnie.
Zgodnie z art. 8 ust. 9 ustawy z dnia 27 lipca 2005 r. Prawo o szkolnictwie wyższym, limit przyjęć na kierunki lekarski i lekarsko-dentystyczny w poszczególnych uczelniach określa (w drodze rozporządzenia) minister zdrowia w porozumieniu z ministrem nauki i szkolnictwa wyższego, uwzględniając zasady określone w ust. 4 ustawy, możliwości dydaktyczne uczelni oraz zapotrzebowanie na absolwentów tych kierunków.
Komentarze
[ z 10]
Zwiększenie ilości miejsc na kierunki lekarskie z pewnością zaowocuje za kilka lat . Im więcej studentów tym w przyszłości więcej będziemy mieć lekarzy, wiadomo, że część niestety rezygnuję lub nie daje sobie rady ale dużo też pozostanie. Braki kadrowe wśród polskiej służby zdrowia są bardzo odczuwalne. Dlatego bardzo dobrze że państwo coś z tym zaczęło robić ,działać w tym kierunku. Miejmy też nadzieję, że płacę takich lekarzy też się po lepszą i młodzi lekarze nie będą musieli wyjeżdżać z naszego kraju. Uciekać za granicę aby móc godnie żyć. niestety zarobki w dzisiejszych czasach są bardzo ważne i każdy zwraca na nią uwagę. Tak więc uważam ,że w tym przypadku zwiększenie ilości miejsc na kierunkach medycznych może być niewystarczające gdyż wpływa na to wiele czynników.
Problem braków kadrowych zaczyna być poniekąd rozwiązywany u źródła. To bardzo dobry początek do tego, aby polscy wykształceni lekarze pozostawali w naszym kraju. Niestety samo wykształcenie studentów nie wystarczy aby rozwiązać cały problem braków kadrowych. Do tej pory na specjalizacje przeznaczone jest zbyt mało miejsc, które na dodatek nie są płatne adekwatnie do wykonywanych czynności. Zwiększenie liczby miejsc na rezydenturze i podniesienie pensji powinno rozwiązać problem, a młodzi studenci będą chętniej zostawać w naszym kraju. Warto zwrócić uwagę na to, że na naszych uczelniach kształci się sporo obcokrajowców. Co prawda praktycznie wszyscy wracają z powrotem do krajów, ale uczelnie dostają spore zastrzyki pieniężne z racji edukacji tych studentów. To pozwala znacznie na jej rozwój. Dobrze, że zaczęto walczyć z tym problemem bo wraz z upływem czasu mógłby on na narastać, a o rozwiązanie byłoby znacznie trudniej. Teraz po kolei należy zająć się sprawą rezydentów.
W polskiej służbie zdrowia nie ma odpowiedniej liczby lekarzy i pielęgniarek. Na tysiąc mieszkańców przypada zaledwie 2,2 lekarza – to jeden z najniższych wskaźników w Europie. Aby zwiększyć liczbę fachowców, konieczne są zmiany w rekrutacji na studia - oczywiście mówię tu o zwiększeniu ilości miejsc na kierunku lekarskim. Jednak nie jest to jedyny powód tego, że w Polsce zostaje coraz mniej specjalistów. Myślę, że Ministerstwo powinno bardziej skupić się na problemie emigracji młodych lekarzy. Najwyższa Izba Kontroli zwraca uwagę na zagrożenia płynące z braku mechanizmów szacujących skalę emigracji personelu medycznego, brak analiz dotyczących emigracji lekarzy i pielęgniarek zmniejszał lub wręcz uniemożliwiał ministrowi zdrowia skuteczne ograniczanie tego zjawiska.
Zwiększenie limitów przyjęć na kierunki medyczne na pewno w pewnym stopniu poprawi sytuację opieki zdrowotnej w naszym kraju. O problemach związanych z edukacją lekarzy było ostatnio głośno w związku ze strajkiem rezydentów. Lekarzy zawsze jest zbyt mało. Ponieważ ostatnio sytuacja jest coraz gorsza, rząd wpadł nawet na pomysł, żeby załatać niedobory kadrowe przez ułatwienie nostryfikacji dyplomu lekarzom spoza Unii Europejskiej. Młodzi lekarze i pielęgniarki wyjeżdżają często za lepszymi zarobkami, ale też bardziej przyjaznym systemem ochrony zdrowia w krajach zachodnioeuropejskich. Na pewno potrzebne są narzędzia, by przeciwdziałać emigracji. Najwyższa Izba Kontroli podała przykład, że być może państwo powinno zobowiązywać rezydentów, którzy zostali wykształceni za środki publiczne, do tzw. odpracowania tego wkładu państwa w ich kształcenie. To jest jednak bardzo kontrowersyjne, bo odbiera tej grupie zawodowej prawo wyboru. To by oznaczało, że w bardzo wielu zawodach, w których proces kształcenia jest równie kosztowny, być może powinniśmy tego typu formułę zastosować. Być może są inne instrumenty, które trzeba by było rozważyć.
No tak, to trochę odwracanie kota ogonem. W Polsce miejsc specjalizacyjnych co roku jest dosłownie kilka lub nie ma ich wcale ( zależnie od wybranej specjalizacji), więc młodzi lekarze zmuszani są do pracy w ramach wolontariatu. A po co mają to robić, skoro na zachodzie przyjmą ich z otwartymi ramionami, co więcej, płacąc w euro. Dlatego zgadzam się z przedmówczyniami, że Ministerstwo powinno bardziej skupić się na zatrzymaniu lekarzy w kraju, niż na edukowaniu coraz to większej ilości ludzi, z czego większość i tak opuści granice naszego kraju. To absurd, że po tak ciężkich i wyczerpujących studiach, które uczą jak ratować ludzkie życie i zdrowie zarabia się trochę więcej niż 2 tys. zł miesięcznie na rękę, bo tyle zarabiają lekarze po studiach i stażu, w ciągu kolejnych pięciu lat specjalizacji ( jeżeli się na nią dostaną).
Zwiększenie liczby miejsc studentów przyjmowanych na kierunek lekarski i lekarsko-dentystyczny to dobry, przyszłościowy pomysł. Jeżeli jest opcja zwiększenia ilości przyszłych lekarzy to teraz należy zająć się tymi, którzy są świeżo po studiach i dla których lepsze perspektywy stawiają nasi sąsiedzi z zachodu. Polska w wielu dziedzinach medycyny jest na naprawdę wysokim poziomie, należy to pielęgnować aby kolejne pokolenia lekarzy chciały nieść pomoc właśnie w naszym państwie. To, że zagraniczni studenci przybywają studiować w Polsce, nie jest związane tylko z niższymi kosztami edukacji niż w ich krajach. Nasze uczelnie stwarzają naprawdę dobre warunki do kształcenia się, a absolwenci opuszczając uniwersytety reprezentują świetny poziom wiedzy. Na pozór problem nie dotyczy tylko lekarzy pracujących w szpitalach, ale także lekarzy dentystów. Mogłoby się wydawać, że jest inaczej bo w miastach zwykle problem ten nie występuje, ale dentyści przyjmując często prywatnie, są niedostępni dla pacjentów mniej zamożnych. Braki kadrowe występują często w miejscach oddalonych od dużych miejscowości, gdzie wypłaty są oczywiście mniejsze, a pomoc jest niezbędna.
Dobrze, że utrzymuje się tendencja do wzrostu liczby miejsc na kierunkach lekarskich. Dobrze też, że największy udział w nowych miejscach mają miejsca na studiach stacjonarnych – to tworzy ścieżkę do wykształcenia medycznego osobom, które nie mogą sobie pozwolić na studia odpłatne. W Polsce zdecydowanie brakuje lekarzy, co daje się odczuć w przykry sposób długimi kolejkami do specjalistów. Oczywiście kolejki mają niejedną przyczynę i nie zawsze prostym powodem jest niedobór kadry w danej placówce, niemniej wzrost liczby przyszłych lekarzy będzie zjawiskiem korzystnym, bo zawsze – patrząc populacyjnie - im mniejsza jest liczba osób przypadająca na jednego lekarza, tym wyższa jest jakość opieki zdrowotnej i korzystniejsze wskaźniki dotyczące chorobowości i umieralności.
Bardzo cieszy mnie fakt sukcesywnego zwiększania ilości przyszłych studentów medycyny. Nie trzeba długo zastanawiać się nad korzyściami jakie mogą z tego wyniknąć. Ogromne braki w kadrach jakie obecnie mamy w szpitalach czy nawet w sektorze prywatnym pokazują jak niezbędne jest stopniowe zwiększanie liczby lekarzy w Polsce. Nie jest tajemnicą, że mamy bardzo długie kolejki do specjalistów, na wizytę pacjenci często czekają w latach co jest przerażające. Co roku mury uczelni opuszcza wielu młodych, ambitnych i pracowitych lekarzy jednakże duża część z nich nie zamierza pracować w Polsce i tutaj nasuwa się kolejny ważny aspekt do poruszenia. Musimy wspomagać młodych lekarzy rezydentów w ich działaniach mających na celu polepszenia sytuacji polskiej służby zdrowia. Niedawno przeczytałam artykuł o planowanych rozmowach z rezydentami, a właściwie o ich kolejnym etapie i pozytywnych wrażeniach zarówno ze strony rezydentów jak i ministra po przeprowadzonych rozmowach wstępnych. Liczę, że te działania - zwiększanie liczy miejsc na studiach jak i negocjacje - rezydentów polepszą sytuację naszych pacjentów w przyszłości.
Wydaje mi się, że takie rozwiązanie to bardzo dobry krok jeśli chcemy aby w Polsce było więcej lekarzy. W naszym kraju panuje bardzo duży problem braków kadrowych. Aby ten problem rozwiązać trzeba wykonać sporo zmian, które przyczynią się do usprawnienia funkcjonowania służby zdrowia. Po pierwsze trzeba zwiększyć liczbę studentów przyjmowanych na kierunki medyczne, co jak czytamy w artykule jest realizowane. Należy wspomnieć, że problem nie dotyczy tylko lekarzy, ale również pielęgniarek. Jeżeli postanowiono, że w naszym kraju będzie kształcone co roku więcej studentów to należy również zadbać o ich przyszłość, tak aby nie decydowali się oni na wyjazd za granicę. W dzisiejszych czasach takie decyzje podejmuje coraz więcej młodych ludzi będąc jeszcze na studiach i w trakcie ich trwania uczą się języków krajów do których docelowo chcą się udać. Jest to oczywiste zrozumiałe ponieważ chcą oni sobie zapewnić jak najlepszą przyszłość, jednak wydaje mi się, że trzeba zrobić możliwie jak najwięcej aby młodych ludzi zatrzymać w naszym kraju. Polskie uczelnie kształcą naprawdę świetnych lekarzy. Szkoda aby tak ogromny potencjał opuszczał nasz kraj. Po pierwsze wydaje mi się, że konieczne jest zwiększenie miejsc na rezydentury. Wiele specjalizacji wymaga nowych lekarzy w bardzo dużej ilości. Inna kwestią jest to o co jakiś czas temu walczyli młodzi rezydenci czyli podwyżki. Według mnie wynagrodzenia, które obecnie wypłacane są młodym lekarzom są zdecydowanie zbyt niskie w porównaniu do odpowiedzialności jaka na nich spoczywa. Również sytuacja jeżeli chodzi o pielęgniarki wygląda podobnie i wymaga jak najszybszych zmian. Wiele z nich bowiem decyduje się na opuszczenie lepszego kraju, wyjeżdżając m.in. na zachód Europy gdzie wynagrodzenia są dużo wyższe. Władze naszego państwa muszą zdać sobie sprawy, że potrzeba konkretnego działania. Kolejki do specjalistów wciąż są bardzo długie. Chociażby z powodu braków specjalistów psychiatrii dziecięcej zamykane są oddziały. W innych na dyżurach przebywają pojedynczy lekarze. Rozwiązanie tego problemu jest procesem wieloletnim, wymagającym bardzo przemyślanego działania. Wierzę jednak, że odpowiednio podjęte kroki przez polskie władze, na przestrzeni kilku najbliższych lat przyczynią się do korzystnej zmiany tej sytuacji.
Liczebność kadry medycznej jest uwarunkowana wieloma czynnikami, o charakterze zarówno podażowym, jak i popytowym. Zwiększają ją absolwenci kierunków medycznych po zdobyciu specjalizacji, specjaliści wykształceni za granicą oraz osoby powracające do pracy w sektorze ochrony zdrowia po okresowej przerwie spowodowanej różnorodnymi przyczynami. Zmniejszenie zasobów kadrowych jest natomiast efektem rezygnacji z pracy w tym sektorze w związku z przejściem na emeryturę, podjęciem decyzji o emigracji lub pracy niezwiązanej z udzielaniem świadczeń zdrowotnych. Po stronie podażowej należy uwzględnić również dyspozycyjność personelu medycznego – czas pracy, w trakcie którego świadczone są usługi medyczne. Według danych Naczelnej Izby Lekarskiej, w 2015 r. wśród osób wykonujących zawody lekarza i lekarza dentysty większość stanowiły kobiety (odpowiednio 57,4% i 75,5%). Według statystyk Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), w 2013 r. udział kobiet wśród lekarzy w Polsce (56,5%) był wyraźnie wyższy niż średnia dla krajów członkowskich OECD, która wynosiła 44,5%. Informacja o proporcjach płci jest istotna, ponieważ, jak wskazują analizy, lekarki z racji macierzyństwa i opieki nad rodziną często pracują w mniejszym wymiarze czasu . Nie ma „złotego standardu” określającego liczbę lekarzy, pielęgniarek i innych specjalistów w ochronie zdrowia, jaka powinna przypadać na daną populację, aby w sposób optymalny zaspokoić potrzeby zdrowotne obywateli. Próby oszacowania potrzebnej liczby personelu medycznego były podejmowane już w latach sześćdziesiątych XX wieku. W niektórych krajach prowadzone wtedy szacunki dotyczące przyszłych potrzeb zdrowotnych identyfikowały obecnie występujące problemy. W Stanach Zjednoczonych przewidziano, że coraz ważniejsze będzie zorganizowanie odpowiedniej opieki zdrowotnej dla osób starszych i niepełnosprawnych i już wtedy podejmowano działania, aby te rosnące potrzeby zaspokoić. W innych krajach natomiast przewidywano nadmiar lekarzy w stosunku do potrzeb i wprowadzono limity przyjęć na kierunki lekarskie, aby ograniczyć napływ nowych kadr na rynek usług medycznych. Limity takie obowiązywały (i obowiązują) w wielu krajach OECD, w tym również w Polsce. Ograniczenie liczby przyjęć na uczelnie medyczne w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, a także emigracja personelu medycznego doprowadziły w naszym kraju do poważnych problemów kadrowych w ochronie zdrowia. W 2013 r. wskaźnik liczby lekarzy na 1 tys. mieszkańców w Polsce (według OECD) wyniósł 2,24 i był znacznie niższy niż średnia dla OECD – 3,3 oraz najniższy spośród krajów europejskich notowanych przez OECD. Dla porównania, najwyższe wskaźniki odnotowały Austria – 4,99 (o 123% wyższy niż w Polsce), Norwegia – 4,31 (o 92%) i Niemcy – 4,05 (o 81%). Wskaźnik liczby lekarzy dentystów na 1 tys. mieszkańców w Polsce (według OECD) wyniósł 0,32 w 2013 r. i był najniższy wśród krajów europejskich notowanych przez OECD. Dla porównania, najwyższe wskaźniki miały Estonia – 0,9 (o 181% wyższy) oraz Norwegia i Luksemburg – 0,87 (o 172%), a także Niemcy – 0,83 (o 159%). W przypadku pielęgniarek wskaźnik na 1 tys. mieszkańców Polski (według OECD) pozostaje na prawie niezmiennym poziomie od 2009 r. (5,25) i w 2013 r. wyniósł 5,27, podczas gdy średnia dla OECD wynosiła 9,1 na 1 tys. mieszkańców. Spośród krajów europejskich notowanych przez OECD niższy wskaźnik miały tylko Hiszpania (5,14) i Łotwa (4,88), a najwyższy Szwajcaria – 17,36 (o 229% wyższy niż w Polsce) i Norwegia – 16,67 (o 216% wyższy). Kadra medyczna w naszym kraju jest ponadto nierównomiernie rozmieszczona. W przypadku lekarzy, według informacji Banku Danych Lokalnych GUS w 2014 r., wskaźnik na 1 tys. mieszkańców wahał się od 1,6 w województwie wielkopolskim do 2,8 w łódzkim. Lekarze oraz inni przedstawiciele zawodów medycznych odgrywają w społeczeństwie szczególną rolę, powierza się im zdrowie, które jest jednym z największych dóbr człowieka. Z badań – w różnych systemach ochrony zdrowia – stopnia zadowolenia chorych z przewlekłymi problemami zdrowotnymi wynika, że głównym źródłem problemów jest personel medyczny, a nie stopień zaawansowania dostępnych technologii medycznych. Zatem odpowiednie do oczekiwań społeczeństwa kształcenie personelu medycznego powinno stanowić bardzo istotny element w systemie ochrony zdrowia. Najwyższa Iza Kontroli, biorąc pod uwagę powyższe uwarunkowania, podjęła kontrolę koordynowaną obejmującą to zagadnienie. Zapewnienie odpowiednio wykształconej i rozmieszczonej kadry medycznej to jedno z najistotniejszych wyzwań stojących obecnie przed naszym państwem. Zadanie to nabiera szczególnego znaczenia w związku ze zmianami demograficznymi, które zwiększą zapotrzebowanie na usługi medyczne. Populacja osób w wieku powyżej 65 roku życia stanowi w Polsce około 15%, a w 2035 r. wzrośnie do ponad 23% (według danych GUS). Regulacja dopływu nowych kadr medycznych wymaga myślenia strategicznego w kategoriach długiego horyzontu czasowego – przede wszystkim z uwagi na to, że przygotowanie zawodowe specjalistów w ochronie zdrowia trwa dłużej niż kształcenie w innych dziedzinach. Nie wszędzie liczebność kadr medycznych zwiększana jest przez podnoszenie limitów przyjęć na studia lub rezygnację z tych limitów. Rządy niektórych krajów prowadzą mniej lub bardziej otwartą i wspieraną instytucjonalnie politykę rekrutacji lekarzy cudzoziemców. Kraje tak zwane imigranckie aktywnie zachęcają do osiedlania się lekarzy wykształconych w innych krajach, utrzymując jednocześnie na niezmienionym poziomie lub wręcz obniżając limity przyjęć (numerus clausus) na wydziałach lekarskich swoich własnych uczelni (np. Niemcy). Inne rządy decydują się na sponsorowanie studiów medycznych swoich studentów za granicą (m.in. w Polsce). Niezależnie jednak od stosowanego podejścia, państwo powinno określić swoją politykę w tym zakresie, opierając się na dobrze przygotowanych analizach i rzetelnym szacowaniu potrzeb zdrowotnych społeczeństwa. Z ustaleń kontroli NIK wynika natomiast, że w Ministerstwie Zdrowia nie została opracowana długookresowa strategia uwzględniająca potrzeby zdrowotne społeczeństwa, które uzasadniałyby decyzje o liczbie kształconych lekarzy i przedstawicieli innych zawodów medycznych. Limity przyjęć na studia wyznaczano przede wszystkim na podstawie oceny możliwości dydaktycznych uczelni, a określanie liczby miejsc rezydenckich dla absolwentów studiów lekarskich odbywało się na podstawie zapotrzebowania zgłaszanego przez wojewodów. Nie przeprowadzono także rzetelnych analiz, które mogłyby się stać podstawą tworzenia rozwiązań sprzyjających zatrudnianiu obcokrajowców w celu zwiększenia dostępu do specjalistów w deficytowych specjalnościach w ochronie zdrowia. W efekcie udział lekarzy wykształconych za granicą a pracujących w naszym kraju wyraźnie odbiega od średniej w krajach OECD. Nie stworzono instrumentów umożliwiających skuteczne monitorowanie systemu kształcenia i określanie zapotrzebowania na specjalistów. Minister Zdrowia nie ustalił pożądanej liczebności kadry medycznej w odniesieniu do liczby mieszkańców. Nie był zatem w stanie ocenić, czy liczba specjalistów w poszczególnych dziedzinach ochrony zdrowia jest odpowiednia w stosunku do potrzeb i liczby świadczeniobiorców. Ministerstwo Zdrowia zgłosiło wprawdzie swój udział w projekcie Joint Action on Health Workforce Planning , którego założeniem jest wsparcie organów właściwych w zakresie planowania kadr medycznych w Unii Europejskiej, a zwłaszcza zdefiniowania minimalnego zestawu danych niezbędnych do planowania i prognozowania zapotrzebowania na te kadry, ale projekt jest jeszcze w fazie realizacji, a uzyskane dotychczas efekty nie pozwalają na ocenę jego przydatności . Minister Zdrowia nie dysponował też narzędziami wspomagającymi podejmowanie decyzji strategicznych dotyczących kształcenia lekarzy i innych pracowników medycznych. Nie funkcjonował System Monitorowania Kształcenia Pracowników Medycznych (SMK), który – zgodnie z przepisami ustawy z 28 kwietnia 2011 r. o systemie informacji w ochronie zdrowia9 – miał zapewnić gromadzenie informacji pozwalających na określenie zapotrzebowania na miejsca szkoleniowe w określonych dziedzinach medycyny i farmacji oraz w dziedzinach znajdujących zastosowanie w ochronie zdrowia, monitorowanie kształcenia podyplomowego pracowników medycznych, a także na wspomaganie procesu zarządzania systemem kształcenia pracowników medycznych. Dane w SMK, na podstawie art. 57 ust. 7 wymienionej ustawy, miały być przetwarzane od 1 sierpnia 2014 r. Tymczasem porozumienie o dofinansowanie (w ramach siódmej osi priorytetowej pn. „Społeczeństwo informacyjne – budowa elektronicznej administracji” programu operacyjnego „Innowacyjna gospodarka”) realizacji projektu „Dziedzinowe systemy teleinformatyczne systemu informacji w ochronie zdrowia” pomiędzy Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia a władzą wdrażającą programy europejskie zostało podpisane dopiero 15 września 2014 r. Porozumienie to umożliwiło podpisanie 31 października 2014 r. umowy z wykonawcą, w ramach której SMK ma zostać dostarczony Rozpoczęcie wdrożenia produkcyjnego systemu zaplanowano na listopad 2015 r. Dla lekarzy i lekarzy dentystów oraz pielęgniarek i położnych SMK ma zostać udostępniony 1 maja 2017 roku. Z ustaleń kontroli wynika, że niektóre wprowadzone regulacje prawne zmierzające do przyspieszenia i uelastycznienia systemu kształcenia kadr medycznych stwarzają zagrożenie dla jakości procesu kształcenia. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że likwidacja stażu podyplomowego i włączenie nauczania praktycznego do kształcenia przeddyplomowego nie zapewni praktycznego przygotowania do wykonywania zawodu lekarza, porównywalnego z uzyskiwanym na gruncie poprzedniego stanu prawnego. Wymiar godzin praktycznego nauczania klinicznego z zakresu poszczególnych specjalności dla studentów VI roku kierunku lekarskiego i V roku kierunku lekarsko-dentystycznego będzie bowiem nawet o 70% krótszy od zapewnionego przez obecnie obowiązujący staż podyplomowy. Opinię NIK potwierdza również fakt, że projekt ustawy likwidującej staż podyplomowy został negatywnie oceniony w toku uzgodnień społecznych przez wiele środowisk (m.in. Naczelną Radę Lekarską, niektórych konsultantów krajowych i wojewódzkich, władze uczelni medycznych). W ocenie skutków regulacji wskazano, że będzie onamiała wpływ na rynek pracy przez szybszy dopływ do systemu opieki zdrowotnej lekarzy, którzy kończąc studia, po zdaniu lekarskiego egzaminu końcowego bądź lekarsko-dentystycznego egzaminu końcowego, będą uzyskiwali prawo wykonywania zawodu i rozpoczną życie zawodowe. W wyniku wprowadzanych rozwiązań w zakresie reformy kształcenia przeddyplomowego lekarzy oraz w konsekwencji skrócenia okresu ich szkolenia, do systemu opieki zdrowotnej zarówno w sektorze publicznym, jak i prywatnym ma trafić szybciej wykwalifikowana kadra lekarska. Regulacja miała przyczynić się do poprawy sytuacji i rozwoju regionalnego przez szybszy dopływ wykwalifikowanej kadry lekarskiej w poszczególnych regionach kraju, co miałoby skutkować zwiększoną dostępnością do świadczeń lekarskich i lekarsko-dentystycznych. Jednak na poprawę funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej ma wpływ nie tylko liczba kadry medycznej, ale również jej jakość. Tymczasem, zdaniem NIK, wprowadzone zmiany tej jakości nie zapewniają. Z likwidacją stażu wiąże się także problem dotyczący realizacji zajęć praktycznych, wynikający z różnicy między statusem lekarza odbywającego staż, który ma ograniczone prawo wykonywania zawodu, oraz studenta, który takiego prawa nie ma. Odpowiedzialność za błędy została scedowana na uczelnie medyczne, które w umowach z podmiotami leczniczymi, w których odbywa się nauczanie praktyczne, zamieszczają postanowienia o zasadach odpowiedzialności cywilnej za szkody wyrządzone przez studentów, uczestników studiów doktoranckich lub nauczycieli akademickich. Obowiązujące obecnie przepisy ustawy o działalności leczniczej, na które – jako podstawę zezwalającą studentowi na udzielanie świadczeń zdrowotnych – również powoływał się Minister Zdrowia, mówią jedynie o tym, że studenci zdobywający kwalifikacje do wykonywania zawodu medycznego oraz uczestnicy studiów doktoranckich mogą brać udział w udzielaniu świadczeń zdrowotnych w ramach kształcenia w podstawowej jednostce organizacyjnej uczelni medycznej lub innej uczelni, w której prowadzone jest kształcenie na kierunkach medycznych, pod bezpośrednim nadzorem osób wykonujących zawód medyczny właściwy ze względu na treści kształcenia. Nie pozwalają one natomiast na samodzielne stosowanie metod diagnostycznych i leczniczych. Aktualnie przepisy ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty uprawniają stażystę do samodzielnego stosowania, na zlecenie opiekuna, metod diagnostycznych i leczniczych, których praktyczna znajomość została potwierdzona przez opiekuna. Ponadto przyjęte zostały rozwiązania prawne, które dopuszczają uzyskanie prawa wykonywania zawodu lekarza i lekarza dentysty przez pewną grupę absolwentów kierunku lekarskiego i lekarsko- -dentystycznego bez obowiązku odbycia jakiegokolwiek kształcenia praktycznego. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, absolwenci uczelni medycznych, którzy rozpoczęli kształcenie przed rokiem akademickim 2012/2013, a którzy nie rozpoczną stażu podyplomowego najpóźniej 1 października 2017 r. (lekarze) lub 1 października 2016 r. (lekarze dentyści), będą zwolnieni z obowiązku jego odbycia na podstawie wyłączenia zawartego w art. 4 ust. 2 pkt 2 zd. drugie ustawy o zmianie ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty oraz będą mogli ubiegać się o uzyskanie prawa wykonywania zawodu bez konieczności przedstawienia okręgowej radzie lekarskiej zaświadczenia o odbyciu stażu podyplomowego albo decyzji wydanej na podstawie art. 15 ust. 8 lub 9 wymienionej ustawy, to jest decyzji uznającej staż podyplomowy odbyty za granicą lub w innym państwie Unii Europejskiej. Intencją wprowadzenia takiej regulacji – według stanowiska Ministra Zdrowia – było umożliwienie wykonywania zawodu lekarza i lekarza dentysty osobom, które z różnych przyczyn losowych nie mogłyby rozpocząć stażu lekarskiego w określonych terminach, zgodnie z obowiązującym przed rokiem akademickim 2012/2013 systemem kształcenia. Przewidywano, że przepis ten będzie dotyczył nielicznej grupy osób, w związku z czym ma charakter wyjątkowy i ma na celu zapewnienie dalszego kształcenia podyplomowego tej grupy zawodowej. W ocenie NIK, zezwolenie nawet nielicznym osobom na wykonywanie zawodu lekarza i lekarza dentysty bez przygotowania praktycznego zagraża bezpieczeństwu pacjentów. Obawy o jakość kształcenia przeddyplomowego budzi również brak wystarczającego nadzoru w tym zakresie. Nadzór nad uczelniami prowadzącymi kształcenie na kierunkach medycznych jest podzielony pomiędzy Ministra Zdrowia, który nadzoruje uczelnie medyczne, oraz Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego, nadzorującego pozostałe uczelnie. Instytucją działającą niezależnie na rzecz doskonalenia jakości kształcenia jest Polska Komisja Akredytacyjna (PKA). Tymczasem żaden ze wspomnianych ministrów nie występował do PKA o przeprowadzenie ocen jakości kształcenia kadr medycznych, mimo że we własnym zakresie również nie korzystał z przysługujących uprawnień do prowadzenia kontroli spełniania warunków do prowadzenia studiów, zasad i trybu przyjmowania na studia oraz ich przebiegu. Do braku odpowiedniej liczby specjalistów przyczyniała się ograniczona liczba miejsc rezydenckich przyznawanych przez Ministra Zdrowia, chociaż, z drugiej strony, w wielu deficytowych dziedzinach medycyny nie wszystkie miejsca były wykorzystywane ze względu na brak chętnych. W efekcie, jak wykazała kontrola, liczba osób odbywających specjalizację w poszczególnych dziedzinach medycyny nie zawsze odpowiadała potrzebom zdrowotnym społeczeństwa. Niechęć do podejmowania przez lekarzy szkolenia specjalistycznego w ramach niektórych specjalizacji (np. patomorfologia, medycyna sądowa, neuropatologia) wynikała z różnych przyczyn, między innymi z powodu braku bezpośredniego kontaktu z pacjentem i możliwości leczenia, konieczności posiadania indywidualnych predyspozycji, a także ograniczonych możliwości prowadzenia prywatnej praktyki lekarskiej. Z drugiej strony, zainteresowaniem lekarzy, niekiedy niewspółmiernie dużym w stosunku do potrzeb pacjentów, cieszyły się specjalizacje w dziedzinach, które dawały większe możliwości funkcjonowania (i uzyskiwania przychodów) poza systemem ubezpieczeń zdrowotnych (np. endokrynologia, ortodoncja, stomatologia zachowawcza z endodoncją). Skontrolowane uniwersytety medyczne, co do zasady, prawidłowo organizowały i prowadziły rekrutację na studia w poszczególnych latach akademickich 2012/2013–2015/2016. Rozporządzenia Ministra Zdrowia w sprawie limitów przyjęć na kierunki lekarski i lekarsko-dentystyczny były ogłaszane w dniach: 21 sierpnia 2014 r. – na rok akademicki 2014/2015, 20 sierpnia 2013 r. – na rok akademicki 2013/2014, 23 lipca 2012 r. – na rok akademicki 2012/2013, a więc już po rozpoczęciu procesu rekrutacji w uczelniach medycznych. Progi punktowe decydujące o umieszczeniu kandydata na liście osób zakwalifikowanych były więc ustalane bez wiedzy o limicie przyjęć określonym na dany rok przez Ministra Zdrowia. Limity ustalane przez Ministra Zdrowia odpowiadały propozycjom poszczególnych uczelni. Warunki i tryb rekrutacji oraz liczbę miejsc na poszczególnych kierunkach na dany rok akademicki określały senaty uczelni. Propozycje limitów przyjęć ustalane były na podstawie analiz zapotrzebowania na absolwentów danego kierunku oraz z uwzględnieniem możliwości dydaktycznych uczelni, chociaż ważnym aspektem branym pod uwagę były także kwestie finansowe. Osoby przyjęte na I rok studiów spełniały warunki określone przez senat. Należy jednak zwrócić uwagę, że uczelnie medyczne stosowały niejednolite kryteria rekrutacji i sposób podejścia do wypełniania limitów przyjęć określonych przez Ministra Zdrowia. W niektórych przyjmowano wszystkich kandydatów, którzy uzyskali taką samą liczbę punktów jak ostatnia osoba mieszcząca się w limicie, co powodowało przekroczenie tych limitów. W innych próg punktowy podnoszono do poziomu osiągniętego przez poprzednią osobę, co z kolei przyczyniało się do niewypełnienia limitów. W Pomorskim Uniwersytecie Medycznym zastosowane rozwiązania doprowadziły do przyjęcia kandydatów, którzy w procesie naboru uzyskali gorsze rezultaty. Zdaniem NIK, celowe byłoby ujednolicenie kwestii wypełniania limitów w taki sposób, aby zapewnić studiowanie na kierunkach lekarskim i lekarsko-dentystycznym kandydatom, którzy uzyskali najwyższą liczbę punktów, lub też – przynajmniej czasowo – podjęcie decyzji o rezygnacji z limitowania przyjęć na wspomniane kierunki, w sytuacji gdy decyzję o wysokości limitów i tak faktycznie pozostawia się uczelniom. Powyższe stanowisko NIK nie odnosiło się do limitów na studia na kierunku lekarskim prowadzone w języku angielskim. Władze uczelni niejednokrotnie podejmowały decyzje o przyjęciu tych studentów w liczbie przekraczającej limity, wychodząc z założenia, że nie obciąża to budżetu państwa, bowiem to oni sami płacą za studia. Taka praktyka jest trudna do zaakceptowania z uwagi na fakt, że uczelnia ma ograniczoną bazę dydaktyczno-kadrową i wykorzystywanie jej w coraz większym stopniu do kształcenia studentów obcojęzycznych ogranicza dostępność do niej pozostałych studentów. Jak wykazała kontrola, dostęp do tej bazy był bardzo zróżnicowany. Na przykład, liczba studentów w przeliczeniu na jedną salę wykładową wynosiła od 126 w Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku do 405 w Uniwersytecie Medycznym w Lublinie. Sale ćwiczeniowe służyły do odbywania zajęć dla 13 studentów w Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu, podczas gdy w Uniwersytecie Medycznym w Lublinie ćwiczenia w jednej sali odbywało jednocześnie średnio 30 studentów. Zróżnicowane było też obciążenie dydaktyczne grup studenckich. Na niektórych kierunkach (fizjoterapia, położnictwo) studenci mieli dziennie nawet 11-12 godzin zajęć. Analiza harmonogramów zajęć pokazała, że odbywały się one w godzinach od ósmej do dwudziestej pierwszej. Istotnym problemem była praktyczna strona procesu nauczania. Wyniki ankiet przeprowadzanych wśród studentów oraz analiza monitoringu karier absolwentów uczelni medycznych wskazują przede wszystkim na niedostatek zajęć praktycznych oraz niewystarczającą częstotliwość kontaktu z pacjentem. Wszystkie kontrolowane uczelnie przeprowadzały ankiety, których przedmiotem były między innymi oceny nauczycieli akademickich, zajęć dydaktycznych, a także praktyk zawodowych i ogólnych warunków studiowania. Ankiety wśród studentów przeprowadziła również NIK w trakcie kontroli w uczelniach medycznych. Na 5513 rozdanych ankiet odpowiedziało 910 studentów (16,5%). Wyniki tych badań generalnie wskazały na niższe oceny, niż uzyskane podczas ankietyzacji prowadzonej przez uczelnie. Najwyżej ocenione zostało przygotowanie merytoryczne nauczycieli – średnio 4,0 w skali od 1 do 5. Najgorzej natomiast wypadła ocena wymiaru zajęć praktycznych, możliwości udzielania świadczeń oraz częstotliwości kontaktu z pacjentem – średnia ocena wyniosła 3,2. Na przykład na Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku (UMB), w ankietach przeprowadzonych w roku akademickim 2013/2014, możliwość zdobycia umiejętności praktycznych potwierdziło (oceny 4 i 5 w skali od 1 do 5) 64,46% ankietowanych przez UMB studentów kierunku lekarskiego oraz 89,8% studentów kierunku pielęgniarskiego. Wśród studentów, którzy odpowiedzieli na ankietę NIK, odsetek uznający liczbę zajęć praktycznych za wystarczającą (analogicznie oceny 4 i 5) wynosił 48% przy 10% zdecydowanie niezadowolonych. Również w raporcie z monitorowania kariery zawodowej absolwentów UMB podano, że byli studenci zgłaszali zbyt małą liczbę godzin zajęć praktycznych oraz ograniczenie liczby godzin z przedmiotów teoretycznych i humanistycznych. Niespełna 60% absolwentów kierunku lekarskiego odpowiedziało twierdząco na pytanie, czy plan i program studiów realizowany w trakcie kształcenia pozwolił osiągnąć niezbędną wiedzę, umiejętności i kompetencje do wykonywania zawodu. Postulaty niezadowolonych absolwentów dotyczyły zmniejszenia liczebności grup klinicznych, prowadzenia nauki języka angielskiego przez cały tok studiów, zwiększenia liczby godzin praktycznych, zwiększenia wymiaru godzin z onkologii i psychologii, a także wprowadzenia przedmiotu „prawo medyczne”. Analiza wyników badań ankietowych prowadzonych w Uniwersytecie Medycznym w Lublinie wykazała, że ciągłego doskonalenia wymaga aspekt praktyczny kształcenia, gdyż szczególnie wysokie są oczekiwania studentów pod tym względem, oraz orientacja dydaktyki na kształcenie problemowe. Absolwenci Uniwersytetu Medycznego im. K. Marcinkowskiego w Poznaniu, udzielając odpowiedzi na pytania o utrudnienia na drodze do sprawnego przejścia od obowiązków akademickich do pracy zawodowej, postulowali więcej indywidualnych praktyk pod okiem doświadczonej osoby, unowocześnienie studiów, większą liczbę zajęć kierunkowych, poświęcanie więcej czasu na indywidualne podejście do studenta i kształtowanie umiejętności praktycznych. Deficyt lekarzy i innych specjalistów w ochronie zdrowia w Polsce jest również konsekwencją ich emigracji do krajów, w których mają zapewnione lepsze warunki pracy i płacy, głównie krajów wysoko rozwiniętych, w których brakuje kadr medycznych. Jak wykazała kontrola, nie ma mechanizmów pozwalających na oszacowanie skali emigracji personelu medycznego, co zmniejsza lub wręcz uniemożliwia skuteczność działań podejmowanych przez Ministra Zdrowia w celu jej ograniczenia. Zjawisko emigracji lekarzy i lekarzy dentystów monitorowane jest przez rejestrację liczby wydawanych przez samorząd lekarski zaświadczeń o kwalifikacjach zawodowych w celu podjęcia pracy w krajach Unii Europejskiej. Z informacji znajdujących się na stronie internetowej Naczelnej Izby Lekarskiej wynika, że od momentu przystąpienia Polski do Unii Europejskiej na ogólną liczbę lekarzy wykonujących zawód, to jest 131 424, wydano ogółem 9349 zaświadczeń stwierdzających posiadanie formalnych kwalifikacji zawodowych (stan na 3 marca 2016 r.). Wśród lekarzy ubiegających się o takie zaświadczenia wysoki odsetek stanowią specjaliści w dziedzinach, które w Polsce znajdują się na liście specjalności deficytowych, między innymi anestezjologii i intensywnej terapii (17,1%), patomorfologii (13,0%), radiologii i diagnostyki obrazowej (10,6%), medycyny ratunkowej (9,8%). Liczba wydanych zaświadczeń nie jest jednak tożsama z liczbą osób, które faktycznie wyjechały z kraju i podjęły pracę w innym kraju UE. Nie każda osoba, która ubiegała się o zaświadczenie, zdecydowała się na wyjazd, a z drugiej strony – do pracy w krajach poza UE nie są wymagane zaświadczenia. Brakuje narzędzi do rzetelnego oszacowania skali emigracji zarobkowej i podejmowania pracy przez personel medyczny w krajach spoza Unii, które od lat cieszą się zainteresowaniem jako kierunki tej emigracji, takich jak Stany Zjednoczone, Australia, Nowa Zelandia czy Zjednoczone Emiraty Arabskie. Ponadto niektórzy lekarze pracujący w innych krajach europejskich nie opuszczają definitywnie Polski, chociaż przestają być dostępni dla pacjentów w naszym kraju. Wyjeżdżają na dyżury, na kontrakty operacyjne, jak również pracują w ramach tak zwanej telemedycyny. Podobna sytuacja, jak w przypadku lekarzy, ma też miejsce w odniesieniu do innych grup pracowników medycznych, w tym zwłaszcza pielęgniarek i położnych. Ustalenia kontroli NIK wskazują na konieczność systemowego podejścia do kształcenia kadr medycznych. Planowanie liczby poszczególnych specjalistów w systemie ochrony zdrowia, a także organizacja systemu kształcenia powinny być poprzedzone rzetelnym rozpoznaniem potrzeb zdrowotnych obywateli. System kształcenia powinien przy tym zapewniać nie tylko odpowiednią liczbę absolwentów kierunków medycznych, ale również wysoki poziom ich kwalifikacji. Najwyższa Izba Kontroli uznała za celowe przeprowadzenie przez Ministra Zdrowia rzetelnych analiz zmierzających do określenia liczby przedstawicieli poszczególnych zawodów medycznych, jaka powinna przypadać na określoną populację ludności, przy uwzględnieniu celów polityki zdrowotnej. Decyzje o limicie przyjęć na kierunki lekarski i lekarsko-dentystyczny oraz o liczbie miejsc dla osób odbywających szkolenie specjalizacyjne powinny być podejmowane na podstawie ustalonych uprzednio norm, mających uzasadnienie w odpowiednio rozpoznanych, aktualnych i przewidywanych potrzebach zdrowotnych. Najwyższa Izba Kontroli zwróciła się o rozważenie przygotowania regulacji prawnych przywracających staż podyplomowy lub innych rozwiązań zapewniających adekwatne przygotowanie praktyczne i respektujących prawa pacjenta do świadczeń zdrowotnych udzielanych przez osoby o odpowiednich kwalifikacjach zawodowych i zweryfikowanej postawie etycznej. Podjęcie działań w tym zakresie jest uzasadnione z uwagi na konieczność zachowania odpowiedniej jakości kształcenia lekarzy i lekarzy dentystów. Warto podkreślić, że w stanowisku do Informacji o wynikach kontroli Minister Zdrowia poinformował, iż podjął działania zmierzające do przywrócenia obowiązku odbycia stażu podyplomowego lekarza i lekarza dentysty przez przygotowanie projektu nowelizacji ustawy z 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Minister podzielił opinię Najwyższej Izby Kontroli o znaczeniu stażu podyplomowego jako niezbędnego etapu w rozwoju zawodowym lekarzy i lekarzy dentystów, umożliwiającego praktyczną naukę zawodu, uregulowaną ujednoliconymi ramami prawnymi. Dla zagwarantowania możliwości kształcenia podyplomowego specjalistów szczególnie istotnych z punktu widzenia potrzeb zdrowotnych obywateli niezbędne jest zapewnienie odpowiedniej liczby akredytowanych miejsc specjalizacyjnych. NIK uznała za ważne wprowadzenie mechanizmów pozwalających na bieżące monitorowanie skali i kierunków emigracji pracowników ochrony zdrowia oraz podjęcie skutecznych działań przeciwdziałających temu zjawisku. Nie kwestionując prawa obywateli do swobodnego osiedlania się i pracy w innym państwie członkowskim UE, Najwyższa Izba Kontroli zwróciła również uwagę, że z racji tego, iż szkolenie w ramach rezydentur jest finansowane ze środków Funduszu Pracy, a część wykwalifikowanej kadry medycznej emigruje do krajów, w których jest lepiej opłacana, celowe jest uwarunkowanie uczestnictwa w takim szkoleniu od zobowiązania przez Ministra Zdrowia przyszłych specjalistów do przepracowania określonego czasu w Polsce, w systemie ubezpieczeń zdrowotnych. NIK wniosek ten zawarła już w opublikowanej w sierpniu 2015 r. Informacji „Zatrudnienie w samodzielnych publicznych zakładach opieki zdrowotnej”. Jednocześnie, w ocenie NIK, wskazane jest wprowadzenie rozwiązań, które ułatwiłyby podejmowanie pracy w Polsce przez personel medyczny z innych krajów. Najwyższa Izba Kontroli postulowała wzmożenie nadzoru nad kształceniem kadr medycznych, zwłaszcza w uczelniach niemedycznych. W ramach tego nadzoru istotna jest między innymi wnikliwa analiza przesłanek przyznawania wysokich limitów przyjęć dla studentów obcojęzycznych, których kształcenie, mimo że prestiżowe i korzystne finansowo dla uczelni, powoduje ograniczenie miejsc do kształcenia kadry medycznej, która pozostanie w Polsce. W dzienniku „Rzeczpospolita” z 12 kwietnia 2016 r. w artykule „Większa liczba lekarzy ma skrócić kolejki” wskazano, powołując się między innymi na wyniki kontroli NIK, że ministerialny projekt rozporządzenia, który właśnie trafił do konsultacji społecznych przewiduje zwiększenie limitu na kierunku lekarskim i lekarsko-dentystycznym o 869 miejsc na studiach stacjonarnych i niestacjonarnych w języku polskim. Decyzja ta spotkała się z pozytywną oceną ekspertów. W artykule zwrócono jednak uwagę na obawy środowiska akademickiego, że zwiększeniu liczby osób kształconych nie będzie towarzyszył odpowiedni wzrost finansowania uczelni, pokrywający dodatkowe koszty funkcjonowania przeddyplomowego kształcenia medycznego. Problem ten dostrzegła Najwyższa Izba Kontroli, podkreślając, że zwiększenie limitów przyjęć na kierunkach medycznych bez zapewnienia odpowiedniego finansowania może skutkować obniżeniem jakości kształcenia. ( publikacja p. Piotra Wasilewskiego i p. Julity Łuczak )