W efekcie 50. Konkursu Ofert Fundacja WOŚP zakupiła na wyposażenie polskich szpitali 4976 urządzeń medycznych. Największa część zakupów i największy sukces negocjacji to zakup 4317 leżanek i rozkładanych foteli dla rodziców opiekujących się dziećmi w szpitalach.
- Fundacja nabyła urządzenia skonstruowane i produkowane w Polsce! – powiedział Jurek Owsiak, Prezes Zarządu WOŚP - Jest to odpowiedź na bolesny problem „koczowania” rodziców na podłodze, na karimatach, pod łóżkami dzieci. Od teraz ich warunki poprawią się w sposób bezprecedensowy. A jeśli uda się Ministrowi Zdrowia spełnić obietnicę likwidacji opłat za pobyt w szpitalach, można będzie mówić o niespotykanej w Polsce, pozytywnej rewolucji.
Jak poinformowała Fundacja, po raz kolejny udało się nabyć urządzenia najlepsze, na niespotykanych na rynku, atrakcyjnych warunkach. Ostateczne ceny poszczególnych urządzeń są tajemnicą, ale w efekcie negocjacji z początkowej, sumarycznej wartości wszystkich postępowań wynoszącej około 32 mln złotych udało się uzyskać ostateczną wartość całego Konkursu Ofert na poziomie 21.510.173,31 PLN. Oznacza to oszczędność ponad 11 mln PLN!
Oto całościowy rezultat 50. Konkursu Ofert WOŚP:
- bilirubinometry - 139 szt. - zwyciężyła oferta firmy DRAGER
- lampy do fototerapii na statywie - 246 szt. - zwyciężyła oferta firmy DUTCHMED
- lampy do fototerapii łóżeczkowe - 69 szt. - zwyciężyła oferta firmy DUTCHMED
- aparaty KTG - 118 szt. - zwyciężyła oferta firmy EUROMED
- aparaty do nieinwazyjnego wspomagania oddechu nCPAP - 64 szt. - zwyciężyła oferta firmy LIFEMED
- inkubatory transportowe z aparatami nCPAP - 23 szt. - zwyciężyła oferta firmy DUTCHMED
- leżanki rozkładane dla rodziców na oddz. pediatryczne - 2.971 szt. - zwyciężyła oferta firmy REHA BED
- fotele odchylane (z podnóżkiem) dla rodziców na oddz. pediatryczne - 1.346 szt. - zwyciężyła oferta firmy REHA BED
Zakup zostanie sfinansowany ze środków zebranych w 25. oraz 26. Finale WOŚP.
Źródło: Fundacja WOŚP
Komentarze
[ z 4]
Akcja „Wielkiej orkiestry świątecznej pomocy”, która każdego roku dofinansowuje szpitale w innym obszarze ich działalności. Datki na tę akcję pochodzą z kieszeni obywateli, a zbiórkom towarzyszom różnego rodzaju atrakcje. To wspaniała idea, która rozwinęła się obejmując całą Polskę. To jeden z tych dni w roku, w którym możemy tak naprawdę pomóc sobie sami.
Jak co roku w prawie każdym zakamarku Polski można zauważyć charakterystyczne czerwone puszki i czerwone serca przyczepione do kurtek czy plecaków. Mówimy o sobie jako o narodzie marud. W okresie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy większość z nas z chęcią przekazuje datki na szczytny cel. Okres około- oraz poświąteczny naznaczony jest dużą intensyfikacją różnego rodzaju akcji charytatywnych. Pieniądze zbierają szeroko reklamowane przez gwiazdy polskiego show biznesu fundacje przy największych telewizjach, ale też inne, zarówno te świeckie, jak i kościelne. Styczeń to czas, kiedy charytatywna fala osiąga swój najbardziej widowiskowy punkt. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy gromadzi na rynkach największych miast setki tysięcy ludzi, chętnych nie tylko do wspólnej zabawy, ale przede wszystkim do zapełniania charakterystycznych czerwonych puszek. Do akcji włączają się nie tylko rzesze wolontariuszy, ale też ludzie sławni, ofiarujący swoje rzeczy osobiste do licytacji. Owsiak jest całkowitym przeciwieństwem polityków.. Ludzie go lubią, bo jest apolityczny, pozytywny i pomaga nie oglądając się na ideologie czy partyjne odznaki. WOŚP stawia przed nimi lustro, które pokazuje, że są małymi, zawistnymi ludźmi, którzy zredukowali samych siebie do szczucia jednych na drugich w bezsensownej partyjnej wojence. I to właśnie tak ich wkurza. Powstała dzięki Jurkowi Owsiakowi wspaniała inicjatywa, on ja stworzył, cos co naprawdę jest fenomenem naszego społeczeństwa… raz w roku setki tysięcy młodych ludzi robi cos dobrego włącza się w akcje aby pomoc innym. Udział bierze praktycznie całe społeczeństwo i to dobrowolnie. Ludzie młodzi i starsi dobrowolnie zbierają pieniądze aby pomoc chorym dzieciom i starszym osobom. Ale jak zawsze, musza się znaleźć tacy którzy obrzygają, oplują ot choćby ze zwykłej zawiści i zazdrości. Ci opluwacze, jak twierdzą młodzi wolontariusze ..”sami nic nie robią, bo nic zrobić nie potrafią (no może z wyjątkiem przygotowywania rewolucji). To głównie zbieranina po PRLu, która niczego się nie nauczyła, nadal czeka aby wszystko “państwo” im dało, państwo wszystko za nich załatwiło…”Wystarczy włączyć telewizor i już mamy pewność, że sukces to kasa. - Rzeczywiście można odnieść takie wrażenie, że jednostki, które nie dotrzymują kroku, są przegrane. Pogoń za dobrami materialnymi nie jest receptą na wyjście z kryzysu, z jakim się obecnie zmagamy. Same pieniądze szczęścia nie dają. Bardzo łatwo to zmierzyć. Socjolodzy przeprowadzili kiedyś badania zależności szczęścia indywidualnego od ilości posiadanych pieniędzy. W USA jest to suma mniejsza niż milion dolarów. Miliarderzy już nie są szczęśliwi, bo boją się, że stracą cały majątek, że ktoś ich wyprzedzi. A swoje dzieci wysyłają do szkoły jedynie w towarzystwie dwóch ochroniarzy. - Ale nadal nie wiem, gdzie tu miejsce na dobro. - Zaraz do tego dojdziemy. Wybitny polski filozof Henryk Elzenberg mówił, że są ludzie, którzy mają wyższe cele, i nazwał ich arystokracją ducha. Nie myślą o korzyściach własnych, bo im to nie wystarcza. A swoją pomyślność wiążą z pomyślnością innych. Dzięki nim nasza cywilizacja i kultura idą do przodu. Ludzie ci zapewnili już sobie bezpieczeństwo i nie zadowolą się wyłącznie konsumowaniem dóbr. - Dla wielu osób człowiek dobry to frajer. - To powszechne odczucie społeczne. Człowiek dobry i bezinteresowny to frajer, naiwniak i - jak to mówiła młodzież za moich czasów - jeleń, którego do woli można kantować. Bo się nie poskarży, nie zaprotestuje, a jeszcze nadstawi drugi policzek. I tym samym można go wykorzystać do własnych celów. Człowiek dobry ma jedną wadę: myśli, że wszyscy wokół niego są też dobrzy i wrażliwi. Święty Franciszek, gdyby przyszło mu żyć w naszych czasach, byłby wytykany palcami, jako niegroźny dziwak i ekscentryk.
Pobyt z dzieckiem w szpitalu przypomina zamknięcie w więzieniu. Rodzice boją się narazić personelowi, nie wiedzą, jakie mają prawa. Tylko że w więzieniu przynajmniej mają własne łóżko, a tu śpią na krześle lub podłodze. Planszówka "Szpital dziecięcy" to niebezpieczna gra. W trakcie rozgrywki gracze - rodzice noworodków, niemowlaków i starszych dzieci - na kilka dni, tygodni, nieraz miesięcy, lądują na oddziale pediatrycznym. Czasem w malutkim powiatowym szpitaliku, a czasem w ogromnym ośrodku na tysiąc łóżek. Ich zadaniem jest przetrwać na planszy i wywalczyć jak najlepsze warunki opieki dla swojego dziecka. Nie będzie im łatwo. O tym, czy spotka ich ludzkie traktowanie czy opryskliwy ordynator, decyduje rzut kostką, czyli przypadek. Muszą stopniowo rozwijać w sobie potęgę bohatera, gromadzić cennych sprzymierzeńców, chociażby przez czekoladę wciśniętą w kieszeń. Szanse wygranej wzrastają, kiedy bohaterowie budują sojusze. Jeśli grałaś kiedyś w tę grę, to prawdopodobnie jesteś kobietą. Jakoś tak się dzieje, że to zawsze matki lądują w szpitalach ze swoimi dziećmi, a nie ojcowie. Z różnych powodów - łatwiej im dostać zwolnienie z pracy, to one karmią piersią, mają większą wprawę w opiece nad chorym dzieckiem, bo idą na urlop, kiedy maluch niedomaga. Więc nawet jeżeli to nam się nie podoba, problem nieopracowanych standardów na polskich oddziałach pediatrycznych i niejasnego statusu rodzica w szpitalach dotyczy głównie kobiet. To matki karimatki - zestresowane i sprowadzone do poziomu podłogi, na której muszą spać. Roy Meadow, brytyjski pediatra, pisał o nich "uwięzione matki". Ponieważ pobyt z dzieckiem w szpitalu może przypominać zamknięcie w więzieniu. Kobiety prawie nie wychodzą z oddziałów, nie znają swoich praw, nie wiedzą, z których pomieszczeń mogą korzystać, a z których nie. Nagle odrywają się od swojego środowiska zawodowego i rodzinnego, tracą poczucie bezpieczeństwa i część tożsamości. Już nie gotują, nie chodzą do pracy, na spotkania z przyjaciółkami, tylko 24 godziny na dobę myślą o swoim chorym dziecku.
Trudno sobie nawet wyobrazić, ilu ludziom udało się pomóc dzięki sprzętowi medycznemu zakupionemu przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Fakty mówią same za siebie: tego, co udało się dokonać Jurkowi Owsiakowi w ciągu ostatnich 26 lat w służbie zdrowia, nie były w stanie zrobić żadne władze - bez względu na opcję polityczną. Służba zdrowia w Polsce pozostawia wiele do życzenia - rezydenci walczą o podwyżki, lekarze masowo wypowiadają klauzulę opt-out, nie zgadzając się na ponadnormatywne godziny pracy, a pacjenci czekają nawet po kilka lat w kolejkach na zabiegi, które są im niezbędne. Wydaje się, że jedyną rzeczą, która w państwowych szpitalach działa na tyle sprawnie, że nie sprawia większych kłopotów, jest... sprzęt z serduszkiem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Można by mnożyć w nieskończoność statystyki dotyczące tego, jak ogromną liczbę specjalistycznych aparatów medycznych, inkubatorów, łóżek czy ratujących życie technologii udało się zakupić dzięki corocznym finałom WOŚP - niedowiarków to pewnie nie zaspokoi i będą próbowali doszukiwać się dziury w całym próbując udowodnić, że Orkiestra gra nie tak, jak im się podoba. Nie wszystkim można dogodzić. Fakty mówią jednak same za siebie - o tym, że polska medycyna zmieniła się nie do poznania dzięki WOŚP, świadczą niemal wszystkie oddziały szpitalne w Polsce, których pacjenci na co dzień korzystają z tego, co dostaną od organizatorów dorocznych zbiórek Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Lekarze nie mają wątpliwości, że dzięki sprzętowi zakupionemu ze zbiórek w całej Polsce podczas finałów WOŚP polska medycyna mogła osiągnąć poziom, który bez takiej pomocy byłby niewyobrażalny. Aktualnie nie ma wśród blisko 450 oddziałów noworodkowych ośrodka, który nie byłby doposażony przez Fundację. Pediatria Polska "stoi" na sprzęcie od Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Doświadczamy tego my lekarze ratując życie, doświadczają matki przebywające z chorym dziećmi w oddziałach noworodkowych, niemowlęcych, chirurgicznych i onkologicznych.