Ablacja jest najskuteczniejszą metodą leczenia arytmii serca

 


Najskuteczniejszą metodą leczenia arytmii serca, takich jak migotanie przedsionków, jest ablacja. W Polsce wciąż wykonywana jest ona zbyt rzadko, ale to ma się zmienić - zapowiada prof. Łukasz Szumowski z Instytutu Kardiologii w Warszawie.

- Ablacja jest skuteczniejszą metodą leczenia aniżeli leki, potwierdzają to wszystkie badania dotyczące tej metody terapii - zapewnia prof. Łukasz Szumowski, kierownik Kliniki Zaburzeń Rytmu Serca warszawskiego Instytutu Kardiologii.

Przytacza dane, z których wynika, że w przypadku migotania przedsionków leczenie farmakologiczne pomaga jedynie 20-40 proc. pacjentów, podczas gdy ablacja usuwa tę arytmię serca u 70-80 proc. chorych.

- Zabieg trzeba tylko wykonać w miarę możliwości jak najszybciej, bo im bardziej zaawansowane jest migotanie przedsionków, tym trudniejsze bywa leczenie - dodaje specjalista. Ablacja chroni przed niedokrwiennym udarem mózgu, które jest najgroźniejszym powikłaniem tej arytmii serca. Lepsze są również rokowania chorych w porównaniu do tych, u których jej nie przeprowadzono - wykazały pierwsze na ten temat badania.

Niektóre osoby obawiają się tego zabiegu, ponieważ wydaje się im, że jest pewną ingerencją w mięsień sercowy. Tymczasem jest to metoda mało inwazyjna, nie wymaga znieczulenia ogólnego ani otwarcia klatki piersiowej. Pacjent jest przytomny przez cały czas trwania zabiegu. Trzeba jedynie użyć aparat rentgenowski do obrazowania naczyń i urządzenie do rejestracji potencjałów elektrycznych serca.

Do serca wprowadza się specjalne elektrody. Wymaga to nakłucia żył udowych, a czasami żyły szyjnej, ale wykonuje się to w znieczuleniu miejscowym. Przez nacięcia wsuwane są cienkie rurki, zwane koszulkami naczyniowymi, poprzez które do określonych miejsc w sercu wprowadza się elektrody.

Elektrody połączone są z komputerem, który ocenia czynność elektryczną serca, co pozwala zlokalizować miejsca wywołujące arytmię. Do zniszczenia podłoża arytmii wykorzystuje się najczęściej prąd zmienny o częstotliwości radiowej (jest to tzw. ablacja RF). Powoduje on rozgrzanie "wadliwej" tkanki mięśnia sercowego do temperatury 48-55 stopni i jej zniszczenie. Pozostaje po tym niewielka blizna, która w tym przypadku jest korzystna, ponieważ traci swoje właściwości elektryczne i przestaje być źródłem zaburzeń rytmu serca.

Prof. Szumowski przyznaje, że czasami nie wystarczy jedna ablacja, żeby usunąć przyczynę arytmii. Trzeba ja powtórzyć. Zdarza się również, że migotanie przedsionków powraca, dzieje się tak po 7-9 latach od wykonania skutecznego zabiegu. Wtedy jednak również można po raz kolejny wykonać ablację i usunąć nową przyczynę arytmii.

Według danych przedstawionych niedawno przez kierownika I Katedry i Kliniki Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, prof. Grzegorza Opolskiego, w 2013 r. wykonano ponad 10 tys. tych zabiegów, o 1 tys. więcej niż dwa lata temu. W stosunku do potrzeb nadal jednak jest ich za mało. - Na taki zabieg wciąż trzeba czekać nawet rok - przyznaje specjalista.

W Polsce ablację w zbyt małym zakresie wykorzystuje się szczególnie w leczeniu migotania przedsionków. W naszym kraju przypada jedynie 30 takich zabiegów na 1 mln mieszkańców, podczas gdy na Węgrzech - 95, we Francji - 108, a w Czechach - aż 200.

- Głównym tego powodem jest brak u nas odpowiednio wyszkolonych kardiologów - wyjaśnia prof. Szumowski. Do niedawna niewielu lekarzy chciało się specjalizować w elektrofizjologii. Większość wolała angioplastykę wykorzystywaną do udrażniania tętnic wieńcowych. - Ale to się zmienia, w elektrofizjologii szkoli się coraz więcej lekarzy, w przyszłości sytuacja powinna się zatem poprawić - dodaje.


Źródło: www.rynekzdrowia.pl