Chociaż w Polsce dostępne są już najlepsze metody leczenia raka jajnika, problemem pozostaje jego późne rozpoznawanie. Poza tym chore nie zawsze trafiają do specjalistycznych ośrodków – powiedział PAP prof. Mariusz Bidziński z Centrum Onkologii.

Rak jajnika jest dopiero trzecim (po raku szyjki i trzonu macicy) najczęstszym nowotworem narządów rodnych u kobiet. Jednocześnie jest to czwarta przyczyna wszystkich zgonów kobiet z powodu nowotworów (po raku piersi, płuca i jelita grubego). W Polsce co roku na raka jajnika zapada około 3500 kobiet, a liczba zachorowań systematycznie, choć powoli rośnie. Aż pięć na siedem chorych umiera. Ryzyko zachorowania wzrasta wraz z wiekiem – 80 proc to kobiety po 50. roku życia.

"Nie mamy czułych metod, które byłyby w stanie wykryć chorobę w stadium przedinwazyjnym albo w bardzo wczesnej fazie – powiedział PAP prof. Mariusz Bidziński, kierownik Kliniki Ginekologii Onkologicznej Centrum Onkologii – Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie. – Większość naszych pacjentek trafia do leczenia w bardzo zaawansowanym stadium, i nawet najlepsze leki i najlepsze metody nie wystarczają do skutecznego leczenia".

"Mimo +cudownych+ leków przedłużających pacjentkom życie mamy bardzo wysoką śmiertelność" - zastrzegł profesor.

Jako przykład takiego leku podał refundowany olaparyb, który blokuje ważny dla komórek nowotworowych enzym PARP. "Niestety, jest on skuteczny przede wszystkim w przypadku raka uwarunkowanego genetycznie, u kobiet z mutacją genu BRCA. Wciąż problemem jest precyzyjna diagnostyka wczesnych stanów. W I i II stopniu zaawansowania wyleczalność jest w granicach 60–80 proc, natomiast w II i IV stadium (najczęstsza sytuacja) - tylko 30-40 proc. Efektywność diagnostyki decyduje o możliwości skutecznego leczenia. Tymczasem wczesne stadia zwykle wykrywane są przez przypadek" - mówi.

Specjalista wyjaśnił, że tylko w około 20 proc. przypadków chodzi o tak zwane predyspozycje rodzinne. Większość pacjentek ze zmutowanymi genami oraz ich bliscy są pod opieką poradni genetycznych. Jednak 80 proc. to przypadki nabyte – bez predyspozycji rodzinnych. Dlatego potrzebne są badania wykrywające markery charakterystyczne dla wczesnej fazy choroby. Prowadzone są badania nad enzymami, cytokinami i innymi substancjami których obecność wskazywałaby na zachorowanie.

"Jednak na razie możemy tylko apelować do pacjentek, aby zwracały uwagę na wczesne, niecharakterystyczne objawy" – zaznaczył profesor Bidziński. Często dotyczą one układu pokarmowego - wzdęcia, nudności, bóle brzucha, powiększenie obwodu pasa, zmniejszenie apetytu, ale też częste oddawanie moczu. Te objawy, spowodowane przez rozsiane komórki raka, są często bagatelizowane, a chore przez kilka miesięcy chodzą do gastrologa i dostają leki na wzdęcia. W razie dolegliwości dotyczących jamy brzusznej zawsze warto odwiedzić ginekologa.

"Dodatkowym problemem jest to, że pacjentki nie zawsze trafiają do wyspecjalizowanych placówek, mających doświadczenie w leczeniu tego rodzaju nowotworów – szpital powiatowy, w którym leczy się raka jajnika dwa-trzy razy w roku nie ma niezbędnego doświadczenia ani odpowiedniego wyposażenia" – zastrzegł profesor.


Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl | Paweł Wernicki