Łukowscy policjanci zabezpieczyli w szpitalnym oddziale śrut i wiatrówkę, z której wcześniej została postrzelona 38-letnia pacjentka. Teraz funkcjonariusze ustalają kto z personelu medycznego strzelał z tej broni i naraził pokrzywdzoną kobietę na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
17 sierpnia po godzinie 19:00 policyjny dyżurny został powiadomiony przez lekarza z łukowskiego szpitala, że pacjentka jednego z oddziałów prawdopodobnie została postrzelona z wiatrówki. Policjanci natychmiast udali się na miejsce zdarzenia.
W szpitalu policjanci zabezpieczyli śrut, którym została postrzelona 38-letnia kobieta. Ponadto ustalili, że strzał z broni pneumatycznej został prawdopodobnie oddany z okolic budynku jednego z oddziałów łukowskiej placówki medycznej. Sprawdzając tamtejsze pomieszczenia, mundurowi znaleźli w służbowej szafce wiatrówkę oraz opakowanie ze śrutem. Niedaleko leżała plastikowa butelka z licznymi przestrzelinami.
Wstępnie policjanci ustalili, że pracownicy oddziału w wolnej chwili strzelali do celu, jakim była butelka. W czasie postrzelenia pacjentki na oddziale pracowało kilkanaście osób. Część z nich została już przesłuchana.
Teraz prowadzący postępowanie policjanci szczegółowo ustalają, kto i kiedy wniósł na teren szpitala broń pneumatyczną oraz kto, prawdopodobnie przypadkowo, postrzelił pacjentkę łukowskiego szpitala. Za narażenie człowieka na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu grozi kara pozbawienia wolności do lat 3.
Komentarze
[ z 3]
Głupota ludzka chyba nigdy nie przestanie zadziwiać. Jak można w wolnym czasie pracy strzelać do butelki i to w miejscu gdzie przebywają inni ludzie? Broń pneumatyczna również może stanowić zagrożenie nie tylko dla zdrowia, ale i życia. Mam nadzieję, że sprawca zostanie odnaleziony i stosownie ukaeany. Strzelanie w odosobnieniu w czasie wolnym to jedno ale w pracy? Z bronią każdego rodzaju trzeba uważać i upewnić się że nikogo nie ma w pobliżu.
Czytając tą wiadomość nie jestem do końca przekonana, czy powinnam się śmiać czy płakać. Nie chce mi się wierzyć, że zatrudnione w szpitalu osoby są gotowe posunąć się do czynów skutkujących podobnymi konsekwencjami. I do tego jeszcze ukrywać śladu dokonanego czynu, a mianowicie tak plastikową butelkę będącą celem jak i wiatrówkę oraz paczkę ze śrutami do schowka. Dziwię się, jak ktoś z pracowników szpitala mógł w ogóle wpaść na taki pomysł. I jednocześnie jeśli już chciano "pobawić" się w ten sposób wiatrówką, dlaczego nikt nie zatroszczył się o to, aby odbywało się to w sposób bezpieczny i nie stwarzało zagrożenia dla pacjentów leczących się w szpitalu. Mam nadzieję, że był to bardzo nieszczęśliwy wypadek i że pacjentka, która została poszczelona znalazła się na linii ognia bardzo przypadkiem, a nie że zasady bezpieczeństwa zostały naruszone w aż tak znaczącym procencie. Oby podobne sytuacje nigdy więcej się nie zdarzały, a ta sytuacja świadczyła za przestrogę na przyszłość dla innych pracowników mających ochotę na odrobinę "luzu" i "odpoczynku" podczas pracy albo dyżuru pełnionego po godzinach...
Szkoda, że nawet ludzie, którzy zajmują się niesieniem pomocy pacjentom i na co dzień mają styczność ze skutkami wynikającymi z głupoty ludzkich zachowań, sami są gotowi podejmować podobne, bzdurne działania. Całe szczęście, że poszkodowanej osobie nie wydarzyła się poważna krzywda i że nie doszło do trwałego uszczerbku na zdrowiu, a tym bardziej zgonu. Mam nadzieję, że osoby, które podobnie jak ta opisana w tym przypadku byłyby gotowe do zajmowania się podobnymi "rozrywkami" i to nie tylko na terenie szpitala, ale jeszcze podczas pełnienia dyżuru, będą zdarzały się w przyszłości coraz rzadziej lub że uda się to całkowicie wyeliminować. Jestem zdania, że na pracowników służby zdrowia, którzy wykazują się bądź co bądź potężną bezmyślnością czekać będą solidne kary, aby zupełnie zniwelować zdarzenia jak to opisywane w artykule do minimum, a najlepiej całkowicie przesunąć ich na margines kazuistyki.